Dokładnie 15 lat temu, 10 kwietnia 2004 roku w Gdańsku zmarł pisarz, kompozytor, autor piosenek, bard „Solidarności” Jacek Kaczmarski. Z tej okazji Stowarzyszenie „A nam się chce!” zorganizowało Pieśniobranie. W Pałacyku Zielińskiego w Kielcach artyści wspólnie z publicznością wykonali utwory artysty.
Jednym z prowadzącym koncert był Robert Siwiec, dziś pracownik Urzędu Marszałkowskiego Województwa Świętokrzyskiego, wieloletni dziennikarz, prywatnie przyjaciel Jacka Kaczmarskiego. Przyznaje, że chyba może się tak nazywać.
– Chciałbym tak o sobie myśleć. Chyba przyjaciel. Istnieje taki film „Stacja Osowa”, nagrany już po śmierci Jacka Kaczmarskiego, w którym Alicja Delgas – ostatnia miłość jego życia opowiada o chorobie Jacka i wyjmuje jego zapiski z jednych z ostatnich miesięcy, tygodni jego życia. Na jednej z tych karteczek napisał, a chyba był już w kiepskim stanie: Alu w najbliższym miesiącu odwołaj moje wszystkie spotkania, chyba, że przyjedzie Robert z Kielc lub Irek, ich zaproś – wspomina.
Znajomość była wynikiem fascynacji Roberta Siwca piosenkami Jacka Kaczmarskiego.
– Jeździłem na wszystkie jego koncerty i siłą rzeczy, musieliśmy się poznać. Ja wtedy pracowałem w radiu, zrobiłem z nim długi wywiad dla mojej ówczesnej redakcji. Poznaliśmy się bliżej, zaprzyjaźniliśmy, zaczęliśmy się odwiedzać. Wraz z moim przyjacielem Irkiem Bugajskim zaczęliśmy organizować koncerty Jacka. Tak się zaczęło i tak to trwało aż do śmierci Jacka – podkreśla.
Zapytany, jakim człowiekiem był Jacek Kaczmarski, przyznaje, że trudno powiedzieć w jednym, czy nawet w kilku zdaniach.
– Na pewno niezwykle utalentowanym. Był to najbardziej inteligentny człowiek, jakiego poznałem, człowiek o niezwykle szerokiej wiedzy, co odzwierciedlają jego piosenki, bo wiele z nich to piosenki inspirowane literaturą, bardzo wiele inspirowanych malarstwem, w ogóle sztuką. Człowiek o skomplikowanym życiorysie: to wychowanie przez dziadków, to trwająca 10 lat emigracja, to alkoholizm, z którym borykał się, z którym walczył. Był człowiekiem niezwykle ciekawym świata, stąd ta jego podróż i pobyt w Australii. Bardzo trudno powiedzieć, jakim był człowiekiem. Z mojej wiedzy wynika, że w Polsce powstało kilkadziesiąt, może nawet więcej niż sto prac magisterskich, kilka doktoratów, no i wszystkie te prace próbują odpowiedzieć na to pytanie. Czy się udaje? Nie wiem. Chyba jeszcze nie, bo powstają kolejne – żartuje Rober Siwiec.
Podczas wieczoru nie było wspomnień o Jacku Kaczmarskim. Głos zabrał sam artysta poprzez wywiady, których udzielił. Cytaty prezentowali prowadzący: Mariola Maćko ze Stowarzyszenia „A nam się chce!”, Robert Siwiec oraz Jarek „Foka” Bukowski z Pałacyku Zielińskiego. Jednak najważniejsze były piosenki, które jak się okazuje, łączą ludzi w jednym wieku.
To starsze pokolenie słuchaczy reprezentowały pani Irena i Teresa. Przyznały, że lubią piosenki Kaczmarskiego.
– Mają melodie, które łatwo wpadają do ucha. Były na jego czasy bardzo patriotyczne, dla nas to ma duże znaczenie – wyjaśniły.
Wartości utworów Kaczmarskiego docenia też młodsze pokolenie, do którego należy Maciej Kmita.
– Mimo że Jacek Kaczmarski tworzył w latach 80-tych, 90-tych, kiedy mnie jeszcze na świecie nie było, albo byłem bardzo malutki, ale te teksty są ponadczasowe i one się odnajdą w każdej rzeczywistości i w każdej czasoprzestrzeni i każdy może je przeżyć po swojemu – wyjaśnił.
Wspólnie z publicznością wystąpili: Marcin Brykczyński, Cantabile, Jarząbek-Jurkiewicz, Sebastian Kalwat, Tomasz Kiniorski, Maciej Kmita, Iza Kopeć, Julia Sołtyk, Iwona Stefańczyk, Arkadiusz Stefańczyk, Panaceum, zespół Tu i Teraz. Akompaniowali: Michał Kopeć na fortepianie oraz Filip Tuz na gitarze.