Pomimo to, że seniorski Klub Piłki Siatkowej Buskowianka Kielce postawiono w stan likwidacji są jeszcze ludzie, którzy nie tracą nadziei na istnienie drużyny w przyszłym sezonie.
Potrzeba „jedynie” odpowiednich osób, które będą działać z pasją i pełnią zaangażowania i odbudują ten sport w stolicy województwa świętokrzyskiego.
Człowiekiem, który do końca wierzy w uratowanie ligowej siatkówki w Kielcach jest trener Buskowianki Mateusz Grabda. Publikujemy w całości wywiad zamieszczony na stronie internetowej kieleckiego klubu.
Jak popularność siatkówki w Polsce przekłada się na zainteresowanie nią w Kielcach i jak budowana jest kielecka drużyna?
Mateusz Grabda: Nie od dziś wiadomo, że w Kielcach piłka siatkówka nie jest zbyt popularna, ale potencjalni sponsorzy powinni mieć świadomość tego, że drużyna ta nie jest miejscem dla chłopców, którzy przyjdą i będą odcinać kupony. Kielce są miejscem dla tych wszystkich, którzy nie znaleźli zatrudnienia w innych drużynach w Polsce. Jesteśmy ośrodkiem, który sprowadza młodych, perspektywicznych i ambitnych chłopaków, którym dajemy nadzieję i szansę gry na wysokim poziomie. Przykładami siatkarzy, którzy „wybili się” w Kielcach są: reprezentant Polski, grający w podstawowym składzie drużyny narodowej Mateusz Bieniek, którego po szkole w Spale nikt nie chciał, a po dwóch latach w Kielcach jest postacią, o której słyszeli chyba wszyscy. Mamy przykład Nikolaya Pencheva, Marcina Komendy, Adriana Buchowskiego, czy Piotra Orczyka, który zasila szeregi PGE Skry Bełchatów. Jest Grzegorz Pająk, który w wieku 28 lat otrzymał powołanie do kadry, Adrian Staszewski, który z powodzeniem reprezentuje topowy belgijski klub i jest kapitanem tamtej drużyny, Sławomir Jungiewicz, wychowanek kieleckiej siatkówki, który teraz reprezentuje barwy ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle.
Czy upadek pierwszoligowego klubu będzie miał wpływ na młodzieżowe ośrodki szkolne?
Mateusz Grabda: Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że jeżeli siatkówka w Kielcach na poziome centralnym upadnie, to upadną również kieleckie młodzieżowe ośrodki, które kształcą przyszłe siatkarki i siatkarzy. Mowa tutaj o SMS Wybicki, którego dyrektorem jest pan Ryszard Mańko, który stworzył Szkołę Mistrzostwa Sportowego. Uczniowie przychodzą do tej szkoły nie tylko po to, by się sportowo rozwinąć, ale także dlatego, żeby mieć szansę gry profesjonalnie w 1. Lidze. Przez wiele lat w Kielcach budowane były Siatkarskie Ośrodki Szkolne, koordynowane przez trenera Dariusza Daszkiewicza. Były budowane dla dzieci, które miały ogromny potencjał i zaangażowanie do gry w siatkówkę dlatego, że była tu PlusLiga, a teraz 1. Liga. Jeśli to upadnie, to jestem pewien, że szkoła również straci na wartości, bo nie będziemy mogli chwalić się, że średnio 5-6 chłopaków, którzy wychodzą z tej szkoły grają na wysokim poziomie w 2. lidze, a czasami nawet wyżej. Jednym z dobrych przykładów może być Patryk Więckowski, który zaliczył udany debiut w wieku 18 lat w najwyższej klasie rozgrywkowej za czasów trenera Daszkiewicza. Do szkoły przychodzili chłopcy, którzy nie mieli wielkiego potencjału siatkarskiego, ale wiedzieli, że w Kielcach jest siatkówka na wysokim poziomie i widzieli dla siebie szansę, aby zaistnieć. W ubiegłym roku juniorzy awansowali do finału Mistrzostw Polski Juniorów po raz drugi w historii i ten wynik powtórzyłem po 10 latach, kiedy to w tym samym miejscu znalazł się trener Daszkiewicz ze swoją ekipą. Kilkukrotnie także juniorzy grali w półfinałach Mistrzostw Polski Juniorów. W trakcie mojej całej przygody z kielecką siatkówką byłem nie tylko trenerem lub asystentem w 1. Lidze i PlusLidze, ale także nauczycielem we wspomnianym SMS Wybicki, dlatego już od wielu lat mam do czynienia ze sportem młodzieżowym.
Ile pieniędzy potrzeba, żeby móc funkcjonować w pierwszej lidze?
Mateusz Grabda: Problemem większości drużyn w Polsce są pieniądze, które niby są, a nagle okazuje się, że ich nie ma. Każdy, kto przychodził do tego klubu wiedział, że nie podpisze kontraktu za 10 tysięcy. W obecnym sezonie siatkarze zarabiali „marne grosze”, przedział wahał się od 500 zł do 4000 zł, co w skali roku daje niezbyt duże pieniądze jak dla sportowca. Dla porównania są drużyny na tym samym ligowym poziomie, których zawodnicy zarabiają po 150 000 do 200 000 zł rocznie. Wszyscy byli świadomi tego, że za te pieniądze muszą opłacić mieszkania, wyżywienie, wlać paliwo do swoich samochodów. W momencie, kiedy przyszły problemy finansowe i chłopcy praktycznie nie mieli za co żyć, pokazali charakter i walczyli, dograli sezon do końca. Żeby odbudować kielecką siatkówkę tych pieniędzy nie potrzeba wiele. Miasto jest w stanie utrzymać praktycznie trzy drużyny na poziomie ekstraklasy, których budżety są o wiele większe niż ten potrzebny do zaspokojenia piłki siatkowej. Do prawidłowego funkcjonowania i zaspokojenia podstawowych potrzeb w 1. Lidze potrzebny nam jest milion złotych. Wtedy możemy działać, szkolić, wychowywać młodych adeptów siatkówki, którzy potem zdobędą sławę w lepszych drużynach. Wszyscy jeszcze wierzymy, że znajdzie się osoba w województwie lub nawet niekoniecznie w województwie, która poczuje serce i pasję do siatkówki. Ogromnie szkoda by było, gdyby w kraju podwójnych mistrzów świata, gdzie siatkówka cieszy się dużą popularnością, zniknął kolejny ośrodek z siatkarskiej mapy.
Jak zachęcić potencjalnych sponsorów do współpracy?
Mateusz Grabda: Nasza liga, podobnie jak PlusLiga jest medialna. W przyszłym sezonie zmieni się system rozgrywek, który będzie identyczny na wzór najwyższej klasy rozgrywkowej – PlusLigi. Obie ligi zostaną ujednolicone, praktycznie niczym nie będą się różnić – oprócz poziomu sportowego. 1. Liga posiada bardzo solidnie prowadzoną stronę internetową, są transmisje telewizyjne z meczów na sportowych kanałach Polsatu, które cieszą się ogromnym zainteresowaniem.
Jak ocenisz zakończony sezon w 1. Lidze?
Mateusz Grabda: Sezon 2018/2019 mogę ocenić jako udany. Zajęliśmy 10. miejsce, co dla mniej jest dużym sukcesem, choć przed sezonem cele były inne, bardziej ambitne. Liga nas bardzo szybko zweryfikowała i ta pozycja jest odpowiednia do poziomu naszej gry i składu, jaki mieliśmy. Nie ukrywam, że zabrakło nam raptem dwóch punktów do znalezienia się w strefie play-off. Rozegraliśmy najwięcej tie-breaków w lidze, a gdybyśmy przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść w dwóch meczach, i wygrywając 2:0 zakończyli je w trzech setach, moglibyśmy grać dalej o wyższe miejsca. Zabrakło nam trochę szczęścia. Walczyliśmy z drużynami lepszymi, nie tylko personalnie, ale przede wszystkim budżetowo, m.in. pokonaliśmy drużynę z Nysy, mającą w swoich szeregach zawodników i budżet na miarę PlusLigi.
Od początku wiedziałem, że siatkarsko będzie nam ciężko coś osiągnąć. Wychodzę z założenia, że niezmiernie ważny jest duch drużyny i charakter zawodników. Mieliśmy fajnych chłopaków, którzy okazali się niesamowitymi walczakami. Dużym wyzwaniem była walka w ostatnich trzech meczach fazy zasadniczej i ucieczka z play-outów, dlatego wielki szacunek dla nich, że się nie poddali i to udźwignęli. Wartością nadrzędną nie jest to 10. miejsce, tylko to, że zespół zbudowany był z młodych, perspektywicznych chłopaków, gdzie o sile naszej drużyny stanowił w większości rocznik 1998. W pozostałych zespołach chłopcy z tego rocznika stanowią rezerwy, wchodzą tylko na zagrywkę, a czasami nawet nie rozgrywają całego meczu w sezonie.
Jak wyglądała atmosfera w drużynie w trakcie całego sezonu?
Mateusz Grabda: Drużynę tworzy atmosfera. Na początku sezonu, gdzie jeszcze nie dosięgły nas problemy finansowe oraz inne, poza siatkarskie aspekty było super. Wszyscy zawodnicy wiedzieli, że przychodząc do Kielc nie grają dla pieniędzy, bo ich w Kielcach nigdy za wiele nie było, nie ma, ale mam nadzieję, że kiedyś będą. Każdy z tych chłopców był świadomy, ze gra dla siebie, na swoje nazwisko i w przyszłości może stanowić o sile o wiele lepszych drużyn niż Buskowianka Kielce.
Rozmawiała Paulina Lesiak