James Bond w świętokrzyskim Aston Martinie, egzotyczny bobslej, czołg Rudy 102, ratrak domowej konstrukcji, a nawet smoczyca Balbina z Jasiem i Małgosią - to tylko niektóre z pojazdów, które wzięły udział w III edycji Zjazdu na Byle Czym. Impreza odbyła się w sobotę, na stoku w ośrodku narciarskim Sabat Krajno.
Do rywalizacji przystąpiło 16 wehikułów z 28 osobami. Jeden, poza konkursem, wystawili pracownicy ośrodka w Krajnie. Był to świecący, latający dywan z Alladynem i efektami specjalnymi. On rozpoczął pokaz nietypowych pojazdów.
Pomysły były różne. Oskar Grzegorczyk razem z tatą zrobił discoratrak inspirowany prawdziwym ratrakiem z Krajna. Tata, Kuba Grzegorczyk wyjaśnił, że w zabawie biorą udział po raz drugi.
– Mam nadzieję, że w całości zjedzie na dół. Podoba się nam ten konkurs. Jesteśmy z Krajna. Starujemy dla zabawy, lubimy zabawę, jesteśmy mieszkańcami Krajna, cieszmy się, że jest taka inicjatywa, bo w Krajnie jest fajnie po prostu – żartował.
Po raz trzeci w zabawie wystartowali Jaś i Małgosia. Specjalnie na zawody przyjechali z Orońska. Marlena Dąbrowska, mama małych zawodników wyjaśniła, że niestety nie mogli przetestować swojego wehikułu, czyli smoczycy Balbiny, ponieważ u nich zabrakło śniegu.
– Przyjechaliśmy się dobrze pobawić. Jesteśmy tu już trzeci raz. W tamtym roku dojechaliśmy cali do mety. To duży sukces, bo za pierwszym razem się dopychaliśmy - śmiała się.
Z kolei Renata i Marek Raduszewcy postawili na bobslej dla dwojga. Dlaczego?
– Ponieważ stanowimy tandem od 24 lat: na wodzie, na lodzie, na śniegu, a teraz chcieliśmy powiedzieć, że w Panamie jest pięknie, słonecznie, tak jak w naszym życiu. Syn niedawno był w Panamie na Światowych Dniach Młodzieży. Wykorzystaliśmy suweniry od niego – wyjaśnili małżonkowie.
Daniel Kozioł z ośrodka Sabat Krajno mówił, że choć w tym roku w Zjeździe na Byle Czym wystartowało mniej załóg, za to pojazdy są bardziej oryginalne.
– Nadrabiamy jakością. Staramy się namówić konkursowiczów, żeby byli kreatywni, żeby nie kupowali gotowych pojazdów, ale zrobili coś od serca – podkreśla.
Każdy z wehikułów musiał pokonać trasę 150 metrów, ale jak nam zdradził jeden z jurorów, Jacek Wiatrowski ze Stowarzyszenia Biegacz Świętokrzyski, przy ocenie pod uwagę były brane także inne elementy.
– Pomysłowość, będziemy patrzeć, jak te pojazdy wyglądają, będę też brał pod uwagę strój uczestników, czy pasuje on do danego pojazdu, no i całość ogólnie – wyjaśnił.
Choć były przyznawane punkty i nagrody, to najważniejsza, co podkreślali wszyscy uczestnicy, była dobra zabawa.