Prawdziwe artystyczne wyzwanie czekało w sobotę wieczorem na miłośników robienia zdjęć, którzy przyszli na kielecką Kadzielnię. Fotografowie mieli za zadanie zatrzymać w kadrze świetlne obiekty, które poruszały się na tzw. tyrolce.
Jeden z organizatorów wydarzenia, Bartosz Świtek ze stowarzyszenia „Tyrolka na Kadzielni” żartował, że atrakcji dla pasjonatów przygotowano wiele.
– Podróżowaliśmy na naszej tyrolce z otwartym źródłem ognia, z racami, z pochodniami. To dość widowiskowe. Fotografów zaprosiliśmy pod jaskinie, na alejkę, stamtąd najlepiej widać całą długość tyrolki – wyjaśnił.
W wydarzeniu udział wzięło wielu fotografów – amatorów. Jednym z nich była Alicja Obara, która przyznała, że zadanie do łatwych nie należy.
– To duże wyzwanie. Właściwie, jak dla mnie, amatora, to bardzo trudne. Ja będę robiła zdjęcia nocne na długim czasie naświetlania, a czy one wyjdą w ruchu, to się dopiero okaże – mówiła.
Wiedzą fachową i poradą służył Michał Kumór, związany z profilem „Pstrykofotografia”. Wyjaśnił, że to jest to zabawa z długimi czasami ekspozycji. Zapytany, czy w tym przypadku liczą się umiejętności, czy sprzęt, przyznał, że te dwie rzeczy wzajemnie się uzupełniają.
– Jest w ogóle taka dyskusja wśród fotografów, co się liczy: sprzęt, czy umiejętności. Sprzęt pozwala nadrabiać braki umiejętności, aczkolwiek nie mogą to być umiejętności zerowe, sprzęt też trzeba umieć obsłużyć – powiedział.
Zanim jednak na tyrolce pojawiły się obiekty świetlne, wcześniej na linie o długości 333 metrów, zawieszonej na wysokości 35-40 metrów nad ziemią zjechały trzy pary, laureaci fotograficznego konkursu walentynkowego, ogłoszonego przez fanpage „Tyrolka na Kadzielni”. W gronie zwycięzców byli między innymi Magda i Michał.
– To był mój pomysł. Lubię takie ekstremalne wyzwania. Mimo że już zjeżdżałam na tyrolce, to trochę się boję, ale myślę, że będzie dobrze – zdradziła Magda, zaś Michał ze spokojem odpowiedział, że się nie boi.
Efekty pleneru fotograficznego będzie można oglądać na profilach organizatorów na Facebooku.