Najpiękniejsze polskie kolędy i pastorałki w niecodziennych aranżacjach zabrzmiały w niedzielę w Kieleckim Centrum Kultury. Wykonała je rodzina Pospieszalskich, która do wspólnego śpiewania zaprosiła także publiczność.
Na scenie pojawiły się dwa pokolenia muzyków, 15 osób. Wszystkie noszące to samo nazwisko.
– Jest nas na tyle liczna gromada, że mamy w obsadzie cztery flety, cały kwartet smyczkowy, pełną sekcję dętą, dwóch rewelacyjnych pianistów koncertujących, jednego gitarzystę, jednego perkusistę – wymieniał Jan Pospieszalski.
Na co dzień realizują się artystycznie we własnych projektach, lub grając z innymi muzykami, takimi, jak chociażby Michał Urbaniak, Voo Voo, Zakopower, Raz Dwa Trzy, Anna Maria Jopek, Adam Strug, Daga Dana, Janusz Prusinowski Trio czy Wojciech Mazolewski.
W świąteczny czas Pospieszalskich łączy kolędowanie. I choć odbywa się ono na scenie, widać na niej rodzinną, pełną serdeczności atmosferę.
– Ja ciągle się pilnuje przed tym, żeby nie mówić koncert, bo to, co się dzieje podczas tych naszych grań, tych spotkań kolędowych ma więcej charakteru tradycji, którą wynieśliśmy z domu. To, że ona w pewnym momencie została upubliczniona, to, że wychodzimy między ludzi i traktujemy to jak coś, co oddajemy do oceny, prezentujemy publiczności, która zachowuje się jak na normalnych koncertach, to dla mnie jest to trochę nienaturalne. Dlatego, że mnie się wydaje, że my próbujemy przynajmniej ochronić tę prawdziwą atmosferę, która towarzyszyła nam w dzieciństwie, kiedy jeszcze żyli rodzice, kiedy te kolędy śpiewaliśmy w domu, kiedy dopiero wprowadzaliśmy te elementy aranżacji, opracowań do zwykłego, domowego kolędowania – wyjaśnił Jan Pospieszalski.
Muzyk też zdradził, jak powstawały oryginalne aranżacje, bo w takich właśnie są prezentowane znane kolędy i pastorałki.
– Te opracowania pojawiały się w sposób naturalny, ponieważ my przynosiliśmy „z miasta” te wszystkie nasze fascynacje, upodobania, pasje jazzowe, folkowe, klasyczne, które tutaj zresztą słychać. To ewoluowało z czasem i ta integralna transformacja tego, co było bardzo mocne, tradycyjne i takie osobiste, do tego czym jest show sceniczny, następuje ciągle – dodał.
Można się było o tym przekonać w Kielcach. Nowe aranżacje powstawały podczas próby, przed koncertem w Kieleckim Centrum Kultury.
– Fantastyczna scena, bardzo profesjonalne warunki, komfortowe zaplecze, stąd można było wyciągnąć nuty i zrobiliśmy nowe aranże. Przez ostatnie pół godziny przed koncertem, to były ciągłe zmiany – żartował Jan Pospieszalski.
Ale te zmiany, ta zabawa muzyką jest ważna i potrzebna.
– To ciągłe przepotwarzanie sprawia nam frajdę. Mimo że gramy nieraz 20 koncertów w jednym, takim miesięcznym cyklu, to ciągle nam to daje radość, mimo zmęczenia, bo ono zawsze się pojawi, bo czasami trzeba bardzo wcześnie wstać, bo po sześciu godzinach jazdy nawet najwygodniejszy autobus, przestaje być komfortowy. Ale to wszystko zawsze można znieść, bo później przychodzą ludzie, cieszą się, a my mamy świadomość, że robimy to nie tylko dla nich, ale dla nas i dla Pana Boga. Bo to, że śpiewamy o ewangelii, o tym, że Jezus Chrystus przychodzi w postaci małego dziecka, to jest Dobra Nowina, którą ciągle chcemy przeżywać tak samo, na nowo – podkreślił Jan Pospieszalski.
Niesamowite są też same polskie kolędy i pastorałki, którym Jan Pospieszalski uważnie się przygląda od wielu już lat.
– Żadna inna tradycja nie wytworzyła takiej ilości bożonarodzeniowej obrzędowości jak Polacy. Nie wiem, na czym to polega (śmiech). Kiedyś specjalnie się tym interesowałem. Ani Włosi, ani Hiszpanie, ani Irlandczycy, ani żadna inna katolicka kultura nie ma w swoim dorobku takiego nieprawdopodobnego bogactwa, takiego repertuaru różnych kantyczek. Nieraz się przyłapuję na tym, że będąc w nowym mieście: zajeżdżając do Kielc, Krakowa, Wrocławia, zaglądam do antykwariatów i pytam o stare śpiewniki kolędowe. I udało mi się kupić jeden z najstarszych, jaki mam: 1843 rok, cudownie zachowany, nieprawdopodobnie piękne słowa. We wstępie, autor, ksiądz Michał Marcin Mioduszewski pisze, że spisał pieśni z obawy, że tradycja zanika. A ponad 170 lat później możemy powiedzieć, że tradycja wciąż trwa. Polacy ciągle śpiewają – zaznaczył.
Dodał również, że nikogo nie powinno dziwić kolędowanie pod koniec stycznia, bo kalendarz kościelny odbiega od kalendarza, jaki narzucają marketingowcy.
– My ciągle jeszcze świętujemy Boże Narodzenie, co naturalne, ponieważ to Boże Narodzenie trwa od 24 grudnia do 2 lutego, a nie w grudniu, kiedy handel próbuje zawłaszczyć tę estetykę świąteczną, w celach komercyjnych. My śpiewamy w celach wspólnotowych, duchowych, narodowych, katolickich – mówił artysta.
Do kolędowania w Kieleckim Centrum Kultury włączyła się cała widownia. W takim duchu też koncert został poprowadzony przez rodzinę Pospieszalskich. A po skończonym występie muzycy spotkali się ze słuchaczami w foyer KCK-u, gdzie sprzedawali płyty i chętnie rozdawali autografy.
Dzień wcześniej, w sobotę, Pospieszalscy wystąpili z kolędami na koncercie charytatywnym w Starachowicach. To wydarzenie też dobrze wspominają.
– Tak z ludzkiego punktu widzenia, ten koncert w Starachowicach był wyjątkowy, bo było tak fantastyczne przyjęcie ze strony gospodarzy, a ksiądz proboszcz oddał nam nawet całą plebanię – żartował Jan Pospieszalski.
– Ponieważ my podróżujemy rodziną, gdzie są małżeństwa z małymi dziećmi (Augustyn ma dopiero 10 tygodni), i te dzieci jeżdżą z nami, więc z nami są także babcie, które się tymi dziećmi opiekują podczas występów mamy i taty. Ten nasz autokar, to rzeczywiście jest około 20 osób i wszyscy ochoczo ruszyliśmy do tej plebanii – śmiał się.
Wyjaśnił także, że na poziomie duchowym starachowicki koncert był dużym przeżyciem.
– Była to parafia Matki Bożej Częstochowskiej, a ponieważ my się wywodzimy z Częstochowy, mamy specjalny sentyment o kult do Matki Bożej. Czuliśmy się jak w domu pod jej dobrą opieką, pod jej dobrym okiem. Ten koncert naprawdę był fantastyczny – stwierdził.