– Sowiecka agresja była nożem wbitym państwu polskiemu – powiedział na naszej antenie Marek Jończyk z kieleckiej delegatury Instytutu Pamięci Narodowej. Jak podkreślił, wkroczenie Armii Czerwonej do Polski 79 lat temu było wypełnieniem warunków traktatu Ribbentrop – Mołotow, który zakładał podział Polski i Europy między III Rzeszę a ZSRR. Stalin wstrzymał się jednak z ofensywą do 17 września.
– To był swoisty rodzaj podziału stref wpływów na terenie Europy środkowo – wschodniej. Obydwaj agresorzy – III Rzesza i ZSRR ustaliły strefy wpływów, kto dokąd ma dojść, jaki miał być podział na tych terenach – mówi historyk z IPN.
Jak zaznaczył gość Radia Kielce, sytuację polskich wojsk utrudniał niejasny rozkaz naczelnego wodza Edwarda Rydza-Śmigłego, który wydał polecenie oddziałom, by nie walczyły z Rosjanami, chyba że przy próbie rozbrojenia oraz by cofały się w kierunku na Rumunię i na Węgry.
– Decyzja Marszałka jest przez wielu historyków wojskowości bardzo krytykowana – podkreślił Marek Jończyk.
– To wprowadziło pewien chaos. Trzeba też pamiętać, że ten rozkaz dotarł do większości jednostek na ścianie wschodniej. Przypomnijmy, że większość polskiej armii od 1 września była zaangażowana w konflikt z Niemcami i w dużym stopniu granica wschodnia była chroniona przez Korpus Ochrony Pogranicza stworzony w 1924 roku. To były oddziały liczące około 24 tysięcy żołnierzy wspierane przez nieliczne jednostki Wojska Polskiego, które nie były wcześniej zaangażowane w walkę z Niemcami, stąd te szanse były niewielkie, ale Polacy bronili się – zaznaczył Marek Jończyk.
Wkroczenie sowietów na wschodnie ziemie II Rzeczypospolitej przyniosło aresztowania, wcielenia do Armii Czerwonej, mordowanie jeńców i ludności cywilnej. Nastąpiły także masowe deportacje Polaków na Syberię i do Kazachstanu, które objęły blisko półtora miliona osób, w tym kobiety i dzieci.