W Sądzie Okręgowym w Kielcach trwa proces Roberta C., oskarżonego o spowodowanie śmiertelnego wypadku na ulicy Grunwaldzkiej w Kielcach. Do zdarzenia doszło w połowie listopada 2017 roku. 52-letni mężczyzna, prowadząc pod wpływem alkoholu terenowe BMW, stracił panowanie nad autem i wjechał w przystanek, na którym stali pasażerowie. W wyniku zdarzenia, życie straciła 77-letnia kobieta, a pięć osób zostało rannych. Kierowca miał 3 promile alkoholu w organizmie.
W trakcie wtorkowej rozprawy zeznawał m.in. biegły inżynier-mechanik, który ocenił, jak doszło do wypadku. Z jego wyliczeń wynika, że pojazd uderzył najpierw w betonowy kosz, a następnie w słupek wiaty przystanku. Po uderzeniu BMW wjechało w wewnętrzną część przystanku, gdzie doszło do uderzenia pieszych.
– Uderzenie w przystanek miało decydujące znaczenie w zmniejszeniu prędkości auta. Z pewnością miało również wpływ na zakres obrażeń poszkodowanych. Bezpośrednio przed wjechaniem w przystanek auto poruszało się z prędkością 96-97 km/h – mówił biegły.
Przed Sądem Okręgowym w Kielcach zeznawała kobieta, która odniosła obrażenia w wypadku. Jak mówiła, do tej pory odczuwa skutki tego zdarzenia, cały czas bierze udział w rehabilitacji, aby dojść do pełnej sprawności. W wyniku zdarzenia złamała łopatkę i cztery żebra. Ponadto skręciła bark i miała operowane kolano. Na sali sądowej mówiła, że bardzo chce wrócić do pełnej sprawności. Do tej pory nie pracuje, przyjmuje leki uspokajające i antydepresyjne. W chwili zdarzenia sprawdzała rozkład autobusów na tablicy świetlnej.
– Usłyszałam pisk opon. Gdy się odwróciłam w stronę hałasu, było już zbyt późno, żeby zareagować. BMW uderzyło we mnie i poczułam ogromny ból. Na chwilę straciłam świadomość. Ludzie krzyczeli, a ja leżąc, słyszałam jak kierowca próbował odpalić silnik – zeznawała kobieta.
Przed sądem w charakterze świadka przesłuchiwany był także mężczyzna, który podróżował autem z Robertem C. Jak mówi, nie pił w tym dniu alkoholu i nie widział, aby kierowca i inni pasażerowi spożywali jakieś trunki. Robert C. zaprosił go do auta, a ten usiadł z tyłu, za fotelem kierowcy. Wspomina, że razem z innymi rozmawiali wtedy o ostatnim meczu Korony Kielce. Nie wyczuł od Roberta C. alkoholu. Mężczyzna zeznał, że kierowca BMW nagle ruszył. Świadek bał się o swoje życie i prosił, żeby zatrzymać pojazd, jednak Robert C. nie reagował na jego prośby. Jak zeznawał, nie pamiętał, z jaką prędkością jechało auto oraz jaka była jego dokładna trasa.
Sąd odczytał jego wcześniejsze zeznania z Komisariatu Policji. Jak się okazało, mówił wcześniej, że Robert C. miał jechać „jak szaleniec i głupi”, nawet 100 km/h. Jego aktualnie zeznania zupełnie nie pokrywały się ze wcześniejszymi.
– Nie pamiętam, żebym na policji mówił, że jechał 100 km/h – mówił.
– A pas zieleni? Wcześniej zeznał pan, że Robert C. wjechał w to miejsce. A to, że wyprzedzał inne samochody? – dopytywał sędzia.
– Nie pamiętam – odpowiadał świadek.
– Może pan nie chce obciążać kolegi? – pytał sędzia.
– To nie jest mój kolega, to tylko znajomy. Dostrzegam różnice między tymi zeznaniami, a poprzednimi – dodawał świadek.
– To, co jest w końcu prawdą, to, co pan powiedział wcześniej czy dzisiaj? – pytał po raz kolejny sędzia.
– Nie wiem, musiałbym usiąść spokojnie, ale wydaje mi się, że to co mówię dzisiaj – odpierał świadek.
Świadek sugerował także, że w trakcie przesłuchania na komisariacie policjantka miała mówić mu, co miał zeznać, żeby Robert C. dostał wyższy wyrok.
Kolejna rozprawa odbędzie się 24 września. Przesłuchiwany będzie biegły psychiatra, bowiem Robert C., kierowca BMW, który spowodował wypadek, w ostatnich latach kilkukrotnie przebywał na leczeniu w szpitalu psychiatrycznym w Morawicy.
Robertowi C. grozi 18 lat pozbawienia wolności.