O mistrzostwach świata młodych piłkarek ręcznych w Kielcach, o swoich sportowych sukcesach i porażkach oraz polskiej piłce nożnej mówi w wywiadzie znakomity przed laty holenderskie piłkarz, obecnie trener Frank de Boer. – Podstawą rozwoju futbolu są akademie piłkarskie – twierdzi.
Od początku śledzi pan zmagania podczas mistrzostw świata młodych piłkarek ręcznych w Kielcach, w których kibicuje pan swojej córce Beau. Jak pan ocenia ten turniej pod względem sportowym i organizacyjnym?
Frank de Boer: – Jeśli chodzi o poziom, to trudno narzekać, bo do Kielc przyjechały najlepsze drużyny świata w tej kategorii wiekowej. Szczególnie w fazie pucharowej było na co popatrzeć. Holandia osiągnęła bardzo dobry wynik, byliśmy bardzo blisko awansu do półfinału. Szwecja to jednak bardzo silny przeciwnik, kraj o ogromnych tradycjach w piłce ręcznej. Nie ulegliśmy byle komu. W półfinałach znalazły się tak znakomite drużyny jak Rosja, Węgry czy bazująca na szybkości i technice Korea Południowa. Miło jest uczestniczyć jako kibic w tak wspaniałej imprezie, świetnie zorganizowanej, spotykać na każdym kroku przyjaznych ludzi. Wiadomo, że nie na każdy mecz 18-latek będą przychodzić tłumy, ale były spotkania rozgrywane przy licznej, świetnie reagującej widowni. Kibice na meczach piłki ręcznej robią dużo hałasu, w użyciu są trąbki i inne różne akcesoria. Atmosfera jest wyjątkowa.
Czy pana córka jest zadowolona ze swojej gry na mistrzostwach świata?
– Tak, chociaż jest bardzo ambitna i chciałaby przebywać na parkiecie więcej czasu. Jednak na jej pozycji (lewe skrzydło – PAP) w reprezentacji Holandii jest bardzo duża konkurencja. Kiedy jednak wchodziła na boisko to dawała z siebie wszystko i, co najważniejsze, zdobyła bezcenne doświadczenie.
Nazwisko de Boer jest kojarzone głównie z piłką nożną. Pana brat bliźniak był również znanym piłkarzem, ale piłka ręczna ma w pańskiej rodzinie podobno równie bogate tradycje?
– Moja mama grała w handball, również żona występowała w lidze. Córka poszła w ich ślady i to naturalne, że stałem się kibicem tej dyscypliny sportu. Piłka ręczna to bardzo szybka gra, dużo się biega, pada też dużo bramek. Dlatego lubię to oglądać i mam w tym całkiem niezłą orientację.
Pana ulubiony klub to PGE VIVE Kielce?
– Cenię VIVE, ale moje ulubione kluby są z Amsterdamu. Na pewno jednak nie zapomnę pobytu w Kielcach. Nie potrzebowałem nawigacji, aby szybko tutaj znaleźć rodzinę. Bardzo podobało mi się w centrum miasta i muszę przyznać, że macie świetne restauracje.
Nie męczy pana, że kibice cały czas proszą o autografy, wspólne zdjęcie, a dziennikarze zabiegają o wywiady?
– Nie mam z tym żadnego problemu. Byłem znanym piłkarzem i rozumiem, jakie są oczekiwania fanów i mediów. Staram się im sprostać.
Kieleccy kibice kojarzą pana przez pryzmat występów w Ajaksie Amsterdam, Barcelonie czy w reprezentacji Holandii?
– Szczególnie Barcelony, bo to wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju klub, który sięga po najlepszych piłkarzy. Ale to z Ajaxem wygrałem wszystko, co było możliwe do wygrania. Kibice również nie zapomnieli mojego podania do Denisa Bergkampa w ćwierćfinale mistrzostw świata w 1998 roku we Francji oraz półfinału EURO 2000 z Włochami, w którym nie strzeliłem dwóch karnych.
Czy ten mecz z Włochami to największe rozczarowanie w pana karierze?
– Tak, to boli do dziś. Mieliśmy wspaniałą generację piłkarzy, szczególnie w 1998 i 2000 roku Holandia mogła sięgnąć po złoto. To jest denerwujące, jak dochodzisz do półfinałów i ciągle je przegrywasz. Z drugiej strony nie dochodzą tam słabi. Jednak tych Włochów powinniśmy pokonać, bo długo graliśmy z przewagą zawodnika, a ja zmarnowałem w tym meczu dwa karne. Szkoda, bo Holandia miała ambicje na złoto, a do tego prezentowaliśmy piękny, ofensywny futbol.
Jak pan widzi przyszłość reprezentacji Holandii, której zabrakło na EURO 2016 i w tegorocznych mistrzostwach świata w Rosji?
– Kadra jest w dobrych rękach. Ronald Koeman ma grupę utalentowanych piłkarzy, głodnych sukcesu. To, że zabrakło nas na dwóch wielkich turniejach z rzędu mogło się zdarzyć. Przecież jeszcze w 2014 roku byliśmy na trzecim miejscu na świecie. Gdy ja grałem w drużynie narodowej przegraliśmy eliminacje do mundialu w Korei i Japonii w 2002 roku, co wtedy wydawało się niemożliwe. Spójrzmy jednak na to z innej perspektywy. Taki mały kraj jak Holandia był wicemistrzem świata w 1974, 1978 i 2010 roku. W piłce jednak wszystko jest możliwe, a nas też przecież nie było na mundialach w 1982 i 1986 roku, kiedy w kadrze mieliśmy plejadę znakomitych piłkarzy. Oczekiwania zawsze są ogromne, ale konkurencja w piłce nożnej zawsze jest niesamowita. Mam ogromny szacunek do reprezentacji Islandii, rewelacji EURO 2016 oraz uczestnika mundialu w Rosji. Ile dużo większych państw chciałoby być na ich miejscu.
Kiedy wróci pan do trenowania jakiejś drużyny?
– Może w listopadzie… (śmiech). Jak wylądowałem na lotnisku w Warszawie to kojarzono mnie z Legią. Dziennikarze pytali mnie o to, czy zostanę trenerem mistrza Polski. Odpowiadałem, że czekam na ofertę z Hiszpanii lub Anglii, ale tak naprawdę nigdzie się na razie nie spieszę.
Oglądał pan na żywo mecz polskiej ekstraklasy, w którym Korona Kielce grała ze Śląskiem Wrocław. Jak wrażenia?
– Szczerze mówiąc, oczekiwałem więcej. Technicznie nie wyglądało to najlepiej, nie grano też zbyt szybko. Ale tłumacze sobie to tym, że to był mój pierwszy mecz polskiej ekstraklasy, jaki widziałem. Za to atmosfera była świetna, bardzo podobał mi się doping kibiców. Życzę polskiej piłce wszystkiego najlepszego.
Co pana zdaniem musimy zrobić, żeby podnieść poziom polskiego futbolu?
– Nie wiem jak wygląda w waszym kraju sprawa ze szkoleniem młodych piłkarzy, ale podstawą rozwoju futbolu są akademie piłkarskie. U dzieci trzeba mnóstwo czasu poświęcać na doskonalenie techniki. Piłka musi im sprawiać radość. Najważniejsze, żeby piłkarski narybek szkolili fachowcy z prawdziwego zdarzenia.
FRANK DE BOER
Trener i były piłkarz grający na pozycji obrońcy. W reprezentacji Holandii w latach 1990-2004 rozegrał 112 spotkań, w których strzelił 13 bramek. Z kadrą „Oranje” na mistrzostwach świata w 1998 roku zajął czwarte miejsce, a w mistrzostwach Europy trzykrotnie (1992, 2000, 2004) docierał do półfinału. Z Ajaxem Amsterdam pięciokrotnie zdobywał mistrzostwo kraju jako zawodnik i czterokrotnie jako trener. Przez pięć lat (1998-2003) grał w Barcelonie, z którą w 1999 roku zdobył mistrzostwo Hiszpanii. Jako trener oprócz Ajaxu prowadził jeszcze Inter Mediolan i Crystal Palace, z którego został zwolniony we wrześniu 2017 roku.