18 lat więzienia grozi Robertowi C., oskarżonemu o spowodowanie śmiertelnego wypadku na ulicy Grunwaldzkiej w Kielcach. Do zdarzenia doszło w połowie listopada 2017 roku. W Sądzie Okręgowym w Kielcach rozpoczął się jego proces.
52-letni mężczyzna, prowadząc pod wpływem alkoholu terenowe BMW, stracił panowanie nad autem i wjechał w przystanek, na którym stali pasażerowie. W wyniku zdarzenia, życie straciła 77-letnia kobieta, a pięć osób zostało rannych. Kierowca miał 3 promile alkoholu w organizmie.
– Chciałbym przeprosić wszystkich, którzy ucierpieli w zdarzeniu. Nie cofnę czasu – zwrócił się w trakcie rozprawy do obecnych na sali poszkodowanych w zdarzeniu.
Prokurator Michał Zatoński zarzucił mężczyźnie spowodowanie, w stanie nietrzeźwości katastrofy w ruchu lądowym, w wyniku której zmarła jedna osoba. Drugi zarzut dotyczy kierowania pojazdem pod wpływem alkoholu. Robert C. nie przyznaje się do zamiaru spowodowania katastrofy, nie kwestionuje jednak, że brał udział w zdarzeniu. Przyznaje się natomiast do prowadzenia auta pod wpływem alkoholu. Mężczyzna nie chciał dzisiaj składać wyjaśnień. Sędzia Łukasz Sadkowski odczytał jego zeznania z poprzednich przesłuchań. Mówił wówczas, że w dniu wypadku wypił ponad dwie setki wódki. Wcześniej brał leki na uspokojenie. W ciągu ostatnich lat kilkunastokrotnie przebywał na leczeniu w Szpitalu Psychiatrycznym w Morawicy. W feralnym dniu chciał odstawić samochód na ulicę Szkolną. Razem z kolegami alkohol kupił w sklepie obok parkingu.
– Moje BMW było po naprawie i chciałem je sprawdzić. Miałem problem z układem elektrycznym, bo rozładowywał się akumulator. Gdy ruszyłem, żaden z kolegów mnie nie powstrzymywał – mówił.
Dodawał, że koło jego pojazdu zahaczyło o krawężnik i stracił nad nim panowanie. Tłumaczył, że był to jego pierwszy wypadek. Prawo jazdy miał od 1984 roku, kiedyś jeździł w pogotowiu.
– Jeśli to możliwe chcę naprawić wyrządzone krzywdy – dodawał.
W Sądzie Okręgowym w Kielcach zeznawało dzisiaj 8 świadków. Wśród nich był mężczyzna, który w ostatniej chwili uciekł przed nadjeżdżającym samochodem. Gdy doszło do wypadku stał na środku przystanku, bliżej jezdni.
– Zdążyłem się odwrócić i odbiec od przystanku jakieś 3 metry. Poczułem uderzenie na wysokości miednicy. Jak się okazało, to był samochód. Wszędzie było rozsypane szkło, na które upadłem i poraniłem sobie ręce. Udało mi się ochronić twarz – mówił świadek.
W zdarzeniu ucierpiała także 17-letnia dziewczyna. Początkowo nie zgłosiła lekarzom problemów ze zdrowiem. Po publikacjach w mediach, że policja poszukuje świadków zdarzenia, zdecydowała się na to, żeby udać się na komisariat i zeznawać.
– Czekałam na autobus i w pewnym momencie zauważyłam samochód jadący prosto na mnie. Wszystko działo się bardzo szybko. Auto uderzyło w przystanek, ja tylko wzięłam swoje rzeczy i odbiegłam z tego miejsca – mówiła.
Funkcjonariusz policji z patrolu, który został wezwany do wypadku relacjonował, że w chwili przybycia na miejsce zdarzenia 52-letni kierowca BMW znajdował się już poza pojazdem. Nie stawiał oporu i nie próbował uciekać.
– Ludzie krzyczeli, że ten pan, który stoi naprzeciwko drzwi wejściowych do BMW, kierował tym pojazdem i spowodował wypadek. Zatrzymaliśmy mężczyznę, założyliśmy kajdanki i przeprowadziliśmy badanie na obecność alkoholu. Rozmawialiśmy z nim i twierdził, że chciał wtedy „przygazować” samochód – zeznał policjant.
52-letni mężczyzna jest tymczasowo aresztowany. Grozi mu nawet 18 lat pozbawienia wolności. Kolejną rozprawę wyznaczono na wtorek 21 sierpnia.