Przed wojną i na początku okupacji Leonia i Bolesław Śliwińscy z 4 dzieci mieszkali przy ul. Leśnej w Kielcach. W tej samej kamienicy mieszkało żydowskie małżeństwo Friedmanów z dziećmi: Dawidem i Franią. Leon i Dawid byli w podobnym wieku i często spędzali wspólnie czas, bawiąc się na podwórku i grając w piłkę. Już wtedy nawiązała się między nimi przyjaźń, która przetrwała całe życie.
Przyjaciel do końca – Leon Śliwiński, Kielce / Niwy
W czasie okupacji rodzina Friedmanów trafiła do kieleckiego getta, natomiast Śliwińscy wyjechali do miejscowości Niwki w gminie Daleszyce. Było im ciężko się utrzymać. Leon pomagał rodzicom, wożąc np. chleb i mięso do Kielc na sprzedaż. Szmuglował też jedzenie do getta. Pewnego dnia spotkał tam Dawida Friedmana. Jego rodzice już wtedy nie żyli, wywiezieni i zamordowani w Treblince. Dawidem i jego siostrą opiekował się Mosze Rosenberg, który zaproponował Leonowi, że pomoże mu wydostać Dawida z getta. Leon uzyskał zgodę rodziców i w umówionym dniu, kiedy wartę mieli pełnić żydowscy strażnicy, pojechał po Dawida.
„Rosenberg (…) zajął strażników rozmową i udało im się wydostać na zewnątrz. Jak wyszli z getta, to Dawid był cały siny…czy ze strachu, czy z zimna…Do Daleszyc przyjechali kolejką wąskotorową, która woziła drzewo. Dalej, do domu męża i jego rodziców, dotarli pieszo” – mówi Wanda Śliwińska, przywołując wspomnienia męża, Leona. To był 1943 rok. Ojciec Leona wyrobił Dawidowi fałszywą metrykę na nazwisko Zygmunt Śliwiński. Odtąd mieszkali wszyscy razem w jednoizbowym domu, krytym strzechą: Leonia i Bolesław Śliwińscy, czworo ich dzieci oraz Dawid, który był przedstawiany jako bratanek Bolesława z Warszawy.
Wojny nie przeżyła młodsza siostra Dawida, Frania. Była ukrywana wraz z grupą Żydów w domu Stefana Sawy. Zostali zastrzeleni przez partyzantów z oddziału „Barabasza”, którzy mieli dostać informację, że w tym domu ukrywają się niemieccy agenci.
Dawid mieszkał z rodziną Śliwińskich w Niwkach Daleszyckich do końca wojny. W 1947 roku wyjechał do Izraela. Na prośbę Leona w czasach PRL-u przyjaciele zerwali kontakt. Odnowili go w 1989 roku i odtąd, aż do śmierci Leona pisali do siebie listy. Leon z żoną Wandą odwiedzili też Dawida w Izraelu. Przyjaciel czekał na nich na lotnisku z tabliczką: „Zygmunt Śliwiński”, podkreślając, że do dziś pamięta swoją fałszywą tożsamość, która pomogła mu przetrwać wojnę u polskiej rodziny.
– Leon zmarł w 2012 roku. Jak zadzwoniłam do Dawida, to on płakał. Mówił: to ja powinienem pierwszy umrzeć, a nie on, bo on mi uratował życie – wspomina Wanda Śliwińska.
Zarówno Leon, jak i jego rodzice (Leonia i Bolesław) zostali odznaczeni medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.