W Sądzie Rejonowym w Kielcach rozpoczął się proces dotyczący śmiertelnego wypadku na budowie bloku przy ulicy Jeleniowskiej w Kielcach. Zarzuty w tej sprawie usłyszało 5 osób. Do zdarzenia doszło w styczniu 2017 roku.
Z ustaleń śledczych wynika, że w trakcie usuwania zabezpieczenia stropu, przy użyciu dwóch specjalistycznych dźwigów, doszło do kolizji. W wyniku zderzenia na 25-letniego mężczyznę spadły betonowe płyty, co w konsekwencji doprowadziło do jego śmierci.
Podczas dzisiejszej rozprawy wyjaśnienia złożył m.in. Marek Ł., kierownik budowy. Mężczyzna odpowiada za brak należytego nadzoru nad pracownikami oraz niezgłoszenie do ubezpieczenia społecznego pracowników budowy. Podejrzany nie przyznaje się do stawianych zarzutów. Marek Ł. wyjaśnił, że feralnego dnia, prace zostały wznowione po wizycie Państwowej Inspekcji Pracy.
– Przez dwa tygodnie nie robiliśmy nic innego, jak tylko wydzielanie stref niebezpiecznych i sprawdzanie przepisów BHP. Dołożyliśmy wszelkich starań, aby ta budowa była w pełni zabezpieczona – powiedział oskarżony.
Kierownik budowy dodał, że w momencie, kiedy doszło do wypadku, był z innymi pracownikami w biurze.
– Nagle usłyszeliśmy huk. Jeden z pracowników otworzył drzwi. Zobaczyliśmy płyty, które z jednej strony były wbite w kosz. Pod nimi zauważyliśmy leżącego mężczyznę. Wezwaliśmy pogotowie i przystąpiliśmy do reanimacji – wyjaśnił.
Krzysztof W., operator dźwigu wieżowego wyjaśnił, że po tym, jak brygada załadowała towar, dostał polecenie, aby przewieźć go na teren z drugiej strony budynku. Jak zeznał, nie widział co się tam dzieje, dlatego kierował się wskazówkami pilota.
– Wydał mi komendę, że mam obniżać załadunek, a potem kazał mi zatrzymać urządzenie, mówiąc, że tam pracuje dźwig. Po tym wyłączyłem wciągarkę i czekałem na dalsze polecenia – powiedział oskarżony.
Dodał, że po kilku minutach usłyszał krzyki i stuk spadającego ładunku.
Operatorzy dźwigów: Janusz Z. i Krzysztof W. oraz dwóch innych pracowników usłyszało zarzuty narażenia pokrzywdzonego na niebezpieczeństwo utraty życia w wyniku naruszenia zasad BHP i nieumyślnego spowodowania jego śmierci.
Podejrzani w prokuraturze nie przyznali się do popełnienia zarzucanych im czynów. Grozi im do 5 lat pozbawienia wolności.