Spektakl „Prędko, prędko…” w reżyserii Mikołaja Grabowskiego, to kolejna premiera w Teatrze imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach. Sztuka została stworzona, na podstawie pochodzących z drugiej połowy XVIII wieku tekstów Aleksandra Fredry zatytułowanych „Teraz” i „Z Przemyśla do Przyszowa”.
Reżyser zaznaczył że zdecydował się akurat na te tytuły, ponieważ pokazują nam jego inną stronę. Aleksander Fredro napisał je w okresie wielkich przemian cywilizacyjnych, m. in. wtedy następował rozkwit kolei. Ukazują one coraz szybciej zmieniającą się rzeczywistość, galopujący postęp i ludzi przewartościowujących swoje życie, w tym coraz wyraźniej stawiających na piedestale pieniądz i pogoń za nim.
Mikołaj Grabowski zapytany po premierze jak ocenia spektakl podkreślał, iż tak naprawdę próby trwały do ostatniej chwili – skończyły się w dniu premiery.
– Ciężko było stworzyć ten spektakl, ponieważ postawiłem przed aktorami ciężkie zadanie, nie mogli potraktować tego ot tak, musieli wgryzać się w tekst, potraktować go poważnie, odnaleźć go w sobie – dodał.
Zadowolony z efektu był dyrektor teatru Michał Kotański podkreślający przede wszystkim świetny warsztat pracy reżysera.
– Udało się przedstawić nieco innego Fredrę, ale jednocześnie mieliśmy okazję zobaczyć, w jak zabawny sposób portretuje on rzeczywistość. Myślę, że jest to udana premiera – dodał.
Na premierze obecna była Anna Kuligowska-Korzeniewska, żona tłumacza Bohdana Korzeniewskiego. Była bardzo zadowolona z tego, co zobaczyła na scenie.
– Gratuluję zarówno reżyserowi, jak i widzom, iż mogli zobaczyć Fredrę, ale innego, tego do którego nie są przyzwyczajeni – dodała.
Wykładowca Akademii Teatralnej imienia Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, a także pracownik Wydziału „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego Michał Mizera podkreśla, że zdecydowanie najmocniejszą cechą tego spektaklu jest styl reżyserski Mikołaja Grabowskiego.
– Widać to przede wszystkim w świeżości gry aktorskiej i dynamice – zaznaczył.
Tak o pracy reżysera wypowiadał się również aktor Andrzej Plata, który w „Prędko, prędko..” zagrał postać Czecha Kropaczka. Zaznacza, że Mikołaj Grabowski jest bardzo wymagającym reżyserem a przy tym ceniącym szczerość.
– On nam po prostu nie pozwalał na stosowanie jakiś dobrze nam znanych chwytów, które przez lata nabywaliśmy, jeżeli takowe stosowaliśmy, on od razu to widział i był bezlitosny w ocenianiu tego – dodał.
Wśród gości obecny był także reżyser filmowy Konrad Łęcki, który zaznaczał, że spektakl w reżyserii Mikołaja Grabowskiego jest dobrą odmianą po ostatnich sztukach, takich jak „1946”, które były bardzo ciężkie tematycznie.
– Myślę, że spektakl będzie się podobał kielczanom, jego dużą zaletą jest tekst, który pomimo iż napisany dawno dzisiaj również jest aktualny – podkreślił.
Ludzie bardzo ciepło przyjęli spektakl „Prędko, prędko…”. Podobała się im nie tylko gra aktorska, ale tez scenografia i kostiumy, które nawiązywały do mody lat 20. ubiegłego wieku.
Kolejne spektakl zaplanowane są na dzisiaj na godzinę 19.00, a także wtorek – 24 kwietnia, również na godzinę 19.00, w tym dniu będzie miała miejsce premiera studencka.
Recenzja:
Jeśli nie powiedziałeś nie, to znaczy, że powiedziałeś tak
Wyrachowanie kobiet, niezdecydowanie mężczyzn i ogólne odwrócenie ról społecznych, to domena tylko naszych czasów. To pojawiło się teraz, nie dawno temu ale przed chwilą i trwać będzie, bo teraz nie ma norm, bo teraz można co się chce. Bo kiedyś, to było lepiej…
Gdy po przeczytaniu tego akapitu drogi odbiorco, powiedziałeś w głębi siebie – a nawet na głos, to jest prawda, zgadzam się z tym, to niestety, będziesz mocno rozczarowany a może nawet nie wyjdziesz ze swego zdumienia, gdy przeczytasz dalszą część tego tekstu.
A wszystko zaczęło się od świetnego obserwatora Aleksandra Fredry, który w drugiej połowie XVIII wieku napisał tekst „Teraz” i „Z Przemyśla do Przyszowa”. Jednak to co można tam wyczytać, to nie lekka, zabawna historia, którą dobrze znamy, chociażby z „Zemsty”, tym razem, pisarz dał czytelnikowi historię w której żyje, a właściwie w którą może być uwikłany poprzez narzucone normy i oczekiwania względem niego ale też i własne potrzeby a także komfort i spokój jaki daje zabezpieczenie finansowe. I tak, te mało znane teksty postanowił zrealizować Mikołaj Grabowski, który stworzył z nich spektakl „Prędko, prędko…”.
I właśnie tekst w tym przedstawieniu jest istotą wszystkiego. Widz nie ma poczucia, że ktoś go lekceważy, ponieważ twórca postanowił okroić kwestie aktorów a zamiast poważnej scenografii umieścić na scenie przedmioty z awangardowego cyrku przyszłości i powiedzieć aktorom grajcie, do widzów zaś, płaćcie za bilety. Tutaj wszystko jest rozłożone na części pierwsze, po czym misternie analizowane i dopiero wtedy, powoli, indywidualnie przez każdego aktora składane. Inaczej mówiąc, jest to po prostu słowna operacja i następnie rehabilitacja. Dzięki temu aktorzy wchodzą na scenę w zupełnie nowej jakości, bez ram i sztamp. Mikołaj Grabowski świetnie poprowadził aktorów, a przede wszystkim, otworzył ich, a właściwie przypomniał o tym, że na scenie się gra a nie odgrywa rolę. Tego też wymagają teksty Aleksandra Fredry, w których bardzo istotna jest relacja międzyludzka. „Teraz” i „Z Przemyśla do Przyszowa”, to owszem, momentami dość zabawne sytuacje, jednak, z każdą kolejną sceną uświadamiamy sobie że to uśmiech bezradności, ponieważ rzeczywistość na scenie, do złudzenia przypomina tą którą sami dobrze znamy, gdyż sami w niej żyjemy. Widzimy tam przede wszystkim racjonalizm, który wkrada się po kolei w każdy aspekt życia i powoli, acz systematycznie i skutecznie kiełkuje, aby finalnie, opleść swoim pnączem kolejną osobę, tak, by już nie było dla niej ratunku. Stąd racjonalizm przy rozmowie z druga osobą, przy jedzeniu aż w końcu, w kwestii wyboru kandydata na przyszłego męża. Podczas podróży Melania (Aneta Wirzinkiewicz) mówi do Amali (Dagna Dywicka), iż muszą podjąć decyzję i to właśnie Amalia ma decydować, czy chce dalej podróżować z mężczyzną, z którym przyjechała, czy ma jej towarzyszyć partner Melanii. Gdy słyszymy jak aktorki wypowiadają te kwestie, widz szuka komentarza, chciałby coś powiedzieć, ale nie ma takich słów, które by podsumowały tę scenę, nie wymaga ona żadnego komentarza. To po prostu esencją pewnych norm i panujących zasad w społeczeństwie, zarówno teraz, jak i lata temu.
Mikołaj Grabowski przypomniał aktorom, że na scenie się gra, a nie odgrywa rolę, tak samo jak odpowiadająca za scenografię i kostiumy Zuzanna Markiewicz, bardzo dosadnie przypomniała widzom, iż aktorów trzeba ubrać, a nie przebrać. To, co stworzyła na scenie wraz ze swoją asystentką Anną Adamiak, było wykończeniem „Prędko, prędko…” piękną kreską, którą równolegle z grą aktorską malowane było słowo mówione. Stworzone przestrzenie nawiązują do przełomu XIX i XX wieku, stąd, w drugim akcje możemy zobaczyć piękne, masywne sofy z motywami zwierzęcymi, przywołujące na myśl styl biedermeier. Zostały one wkomponowane w tapetę, tworzoną z pionowych pasów koloru białego i pastelowego błękitu. Równie dobrze zostały dobrane kostiumy, które w każdym, nawet najmniejszym elemencie zostały dopasowane do mody lat 20. ubiegłego wieku, charakteryzującej się dużą elegancją. Zbudowane na scenie ściany pomieszczenia, były obecne przez cały spektakl, zmianie podlegały jedynie rzeczy, które znajdowały się pomiędzy nimi. W pierwszym akcie, który rozgrywa się na dworcu, były to gęsto ustawione stoliki, a następnie duże, drewniane ławy i stoły. Zbudowana w ten sposób scenografia była wyzwaniem dla aktorów, którzy musieli się pomiędzy tymi elementami przemieszczać, w sposób szybki i bardzo dynamiczny, ponieważ takie tempo panuje w spektaklu od samego początku. Aktorzy dobrze sobie z tym poradzili, widz mógł poczuć się jak na prawdziwym dworcu, z którego co chwile odjeżdżają pociągi, a czekający na nie pasażerowie biegną szybko na perony w obawie, że za chwile ich kurs może wyruszyć w dalszą drogę bez nich. Czas płynie swoim tempem, rzeczywistość się zmienia, a ludzie cały czas biegną.
Teksty Aleksandra Fredy spotkały się z ogromną krytyką jemu współczesnych. Przede wszystkim zarzucano mu, że to nie możliwe iż kobiety są tak przeraźliwie wyrachowane, mężczyźni lekkomyślni a wszyscy cierpią na rządzę pieniądza. Niestety, mylili się. Zupełnie tak jak Ty, który zgodziłeś się z pierwszym akapitem tego tekstu.
Jeśli nie powiedziałeś nie, to znaczy, że powiedziałeś tak – to kwestii, którą wypowiada w drugim akcie, grany przez Janusza Głogowskiego, Beniamin Podziemski. Słowa swoje kieruje do niezdecydowanego i niechcącego pójść z duchem czasu kawalera Leona Chwiejskiego (Bartłomiej Cabaj). Mężczyzna ten, nie może zdecydować się, którą ze swoich kuzynek ma wybrać na przyszłą żonę. Namawiany przez Podziemskiego do podjęcia decyzji, w końcu to robi, jednak jest za późno, ponieważ panny postanowiły już dłużej nie czekać. I wtedy, Podziemski proponuje, aby Leon wyszedł za podwójną wdowę, która jest jego ciotka. Chłopak przerażony nie wie, co ma odpowiedzieć, ale nie powiedział nie, więc powiedział tak. Podobno milczenie to zgoda, ale przecież gdy świat pędzi, ciężko powiedzieć cokolwiek z obawy przed nałykaniem się niepotrzebnego powietrza, które nie jest racjonalne, bo go przecież nie widać.
Katarzyna Prędotka
Polskie Radio Kielce