Władysław Belina-Prażmowski – pułkownik kawalerii Wojska Polskiego, urzędnik samorządowy II Rzeczypospolitej, kawaler Orderu Virtuti Militari. Od 1909 był członkiem Związku Walki Czynnej, uzyskując stopień oficerski chorążego oraz należał do Związku Strzeleckiego. Tworzył oddziały podczas pobytu we Francji, Belgii i Szwajcarii.
2 sierpnia 1914 objął dowództwo siedmioosobowego patrolu, który w nocy dnia następnego wkroczył do zaboru rosyjskiego. Ten sam patrol, już w mundurach, konno i uzbrojony, ponownie przeszedł 6 sierpnia kordon graniczny i stoczył bezkrwawą potyczkę z rosyjskimi policjantami stając się tym samym pierwszym oddziałem kawalerii legionowej (tzw. „siódemka Beliny”).
13 sierpnia stworzył pierwszy szwadron kawalerii w sile 140 ludzi.W latach 1914–1917 oficer Legionów Polskich, organizator i dowódca 1 Pułku Ułanów Legionów Polskich, tzw. „beliniaków”. Na jego czele przeszedł cały szlak bojowy Legionów. W styczniu 1917 mianowany majorem, a w grudniu 1918 awansował na podpułkownika.
Po zakończeniu I wojny światowej w armii polskiej. Był organizatorem i dowódcą 1 Brygady Kawalerii, na której czele stoczył wiele bitew na wojnie z Ukraińcami i bolszewikami. Sławny ze zdobycia Wilna w kwietniu 1919.
Przed drugą wojną światową każde polskie dziecko znało choć jedną piosnkę o Belinie, którego uważano za twórcę kawalerii w odrodzonej po prawie półtorawiecznej niewoli Ojczyźnie. Dziś pieśni o tym „skromnym a właściwie wyzywającym, dzikim i radosnym, bohaterskim a bezczelnym” rotmistrzu rozbrzmiewają raz do roku w trakcie corocznych Marszów Szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej na trasie Kraków – Kielce.
Pierwszy zwiad wspominał już w niepodległej Polsce sam dowódca: „…Po wyjściu ze sztabu zauważyłem rozrzewnione miny mego patrolu, a ponieważ pozostały do wymarszu jeszcze dwie godziny, poprowadziłem wszystkich do Hawełki na kieliszek winiaku. Tu dopiero zorientowaliśmy się, jak wyglądamy w dorywczo zabranych cywilnych ubraniach. Kelnerzy o mało nie wyprowadzili nas za drzwi (…). O godzinie 12.30 wyruszyliśmy na dwóch podwodach w kierunku granicy. Kordon mieliśmy przebyć pod Baranowem koło Kocmyrzowa, gdzie stanęliśmy nad ranem. Na granicy dowiedzieliśmy się, że Moskale cofnęli się, ale silne patrole miały przebiegać okolicę…”.
Przez Goszyce, Skrzeszowice i Działoszyce dotarli ułani aż pod Jędrzejów, rozsiewając po drodze wieści o nadciągających licznych polskich oddziałach strzeleckich.