Piłkarze ręczni PGE VIVE Kielce wygrali na wyjeździe z niemieckim THW Kiel 30:29 (16:17) w meczu 13. kolejki Ligi Mistrzów. To piąte zwycięstwo w tych rozgrywkach polskiego zespołu, który nadal zajmuje piątą lokatę w tabeli grupy B.
THW Kiel – PGE VIVE Kielce 29:30 (17:16).
THW Kiel: Niklas Landin, Andreas Wolff – Patrick Wiencek 8, Niclas Ekberg 5, Steffen Weinhold 4, Nikola Bilyk 3, Marko Vujin 2, Lukas Nilsson 2, Christian Dissinger 2, Ole Rahmel 1, Rune Dahmke 1, Miha Zarabec 1, Sebastian Firnhaber, Emil Frend-Ofors, Raul Santos.
PGE VIVE Kielce: Sławomir Szmal, Filip Ivic – Michał Jurecki 6, Alex Dujshebaev 4, Julen Aginagalde 4, Manuel Strlek 4, Karol Bielecki 3, Blaz Janc 3, Mateusz Jachlewski 2, Krzysztof Lijewski 1, Mariusz Jurkiewicz 1, Uros Zorman 1, Darko Djukic 1, Mateusz Kus, Marko Mamic, Dean Bombac.
Kary: THW Kiel – 4 min, VIVE – 6 min.
Sędziowali: Matija Gubica i Boris Milosevic (Chorwacja).
Obie drużyny rozpoczęły niezwykle skoncentrowane, świadome stawki spotkania. Ewentualne zwycięstwo VIVE pozwalało kielczanom realnie myśleć o czwartym miejscu w tabeli grupy na koniec fazy zasadniczej. Wynik najczęściej oscylował wokół remisu bądź jeden z zespołów prowadził jedną bramką.
W ekipie Tałanta Dujszebajewa prym wiódł Michał Jurecki, który w 17. minucie miał na swoim koncie już cztery trafienia. Kielczanie twardo grali w obronie, czego efektem były dwa wykluczenia dla Marko Mamica. Mistrzowie Polski po raz pierwszy na dwubramkowe prowadzenie wyszli w 21. min po bramce Mariusza Jurkiewicza.
Końcówkę pierwszej połowy lepiej jednak rozegrali gospodarze, którzy na pół minuty przed przerwą po rzucie z karnego Niklasa Ekberga wygrywali 17:15. Na kilka sekund przed zakończeniem pierwszej odsłony o czas poprosił Dujszebajew, a niemal równo z końcowym gwizdkiem chorwackich arbitrów do siatki rywali trafił Krzysztof Lijewski. Do przerwy niemiecki zespół prowadził 17:16.
Drugą połowę kielczanie rozpoczęli w popisowy sposób. W 35. min Andreasa Wolffa pokonał Manuel Strlek i polska drużyna prowadziła już 21:18. Widząc to Alfred Gislason poprosił o czas. Niemoc gospodarzy przerwał dopiero Patrick Wiencek, dla którego była to już piąta bramka w tym spotkaniu.
Goście nie dali się jednak wybić z rytmu. W 40. min szkoleniowiec gospodarzy musiał po raz kolejny poprosić swoich podopiecznych na rozmowę, bo niemiecka drużyna przegrywała już 19:24 (bramka Strleka). Tym razem rady szkoleniowca poskutkowały, bo THW Kiel rzucił dwie bramki z rzędu, za sprawą Wiencka i Ekberga.
Na kwadrans przed zakończeniem spotkania przewaga VIVE zmalała do dwóch bramek po rzucie Mihy Zarabeca. Widząc co się dzieje, tym razem szkoleniowiec gości poprosił o czas. Kielczanie popełniali coraz więcej błędów, co bezlitośnie wykorzystywali gospodarze. Już dwie minuty później kontaktową bramkę (24:25) dla kilończyków zdobył Nikola Bilyk.
W niemieckiej ekipie świetnie spisywali się przyszły zawodnik VIVE, bramkarz Andreas Wolff oraz Wiencek. Obrotowy Kiel w 49. min doprowadził do remisu 26:26. W kolejnej akcji Wolff obronił rzut karny wykonywany przez Karola Bieleckiego.
Ostatnie fragmenty spotkania były niezwykle dramatyczne, a bohaterem kieleckiej ekipy został Sławomir Szmal. Popularny „Kasa” obronił dwa rzuty karne wykonywane przez Zarabeca i Ekberga i VIVE wygrało 30:29.
POWIEDZIELI PO MECZU:
– To było 60 minut twardej walki, bo niemieckie drużyny i reprezentacja słyną z tego, że zawsze grają mocno i do samego końca. My nie odpuściliśmy, poszliśmy na wymianę ciosów, wygraliśmy ją i wracamy z dwoma punktami. Ukłony oczywiście dla Sławka Szmala, który w końcówce obronił dwa rzuty karne i groźne akcje z drugiej linii. Potwierdził, że cały czas jest bramkarzem światowej klasy – powiedział po meczu uśmiechnięty kapitan kieleckiego zespołu Michał Jurecki.
– Wygraliśmy, bo byliśmy bardziej zdeterminowani niż rywale i mieliśmy Sławka Szmala w bramce. Walczyliśmy od początku do końca. Oczywiście były przestoje i momenty słabszej gry, ale patrząc na całość byliśmy lepsi. Kibice lubią takie mecze i to było słuchać dziś w hali w Kilonii – podsumował rozgrywający PGE Vive Krzysztof Lijewski.
– Zdobyliśmy bardzo ważne dwa punkty, a na uznanie zasłużył cały zespół. Końcówka była trudna, ale najważniejsze, że wygraliśmy. Oczywiście popełnialiśmy też błędy, ale zaprezentowaliśmy się z bardzo dobrej strony. Trzeba przyznać, że mieliśmy trochę szczęścia. Dopomógł nam w tym Sławek Szmal. Ale już kilkakrotnie w tym sezonie szczęście było po stronie rywali, tym razem karta się odwróciła. Dziękujemy Sławkowi za świetne interwencje. Pomogły one nam wygrać ten pojedynek. Ale na uznanie zasłużył cały zespół. Wszyscy walczyli ofiarnie przez pełne 60 minut. Cieszę się, że Michał Jurecki jest w dobrej dyspozycji. Jak zawsze był liderem naszego zespołu. Jeszcze raz pokazał, ile znaczy dla naszej drużyny. Walczymy o czwartą pozycję w grupie, ale istotniejsze jest jednak to, że gramy coraz lepiej. Cały czas powtarzam, że w najwyższej formie mamy być w marcu i kwietniu, bo wtedy czekają nas najważniejsze pojedynki. Prezentujemy się w tej chwili dużo lepiej niż na początku sezonu czy w analogicznym okresie ubiegłego roku. Najważniejsze, że nasza forma idzie do góry – ocenił swoich zawodników Tałant Dujszebajew, trener PGE VIVE.