Wincenty Solek, kielczanin, uczeń Szkoły Handlowej. Był harcerzem, skautem, żołnierzem Legionów. Wychowany w bardzo patriotycznej rodzinie. Jego dziadek był powstańcem styczniowym. Często pokazywał mu swoją szablę i opowiadał o represjach wobec powstańców. Ojciec był murarzem. Budował kościoły. Był to dobrze płatny zawód, stąd miał pieniądze na kształcenie syna.
Wincenty Solek zostawił po sobie pamiętnik, w którym – okiem prostego żołnierza opisywał codzienne życie legionistów. Mimo, że jest jet on często cytowany w wielu książkach, Wincenty Solek jest postacią nieznaną i zapomnianą. Jego biogramu nie nawet w Wikipedii.
3 marca 1915, Wincenty Solek tak pisze w pamiętniku o życiu w okopach nad Nidą. – W połowie nocy budzą nas na służbę. Posterunki wystawia się zaraz po zapadnięciu zmroku, ściąga się je przed wschodem słońca. Zmiana ludzi na posterunkach z powodu zimna odbywa się co godzinę. Po przespaniu się po służbie wychodzę z ziemianki i przyglądam się przeciwległemu brzegowi Nidy, której pod lodem i śniegiem prawie nie znać. Tuż za drutami lekko uwypukla się biały pas okopów rosyjskich. Z okopów tych z rzadka i nieregularnie to tu, to tam, odzywa się pukanie rosyjskich karabinów. Łagodny świst kul w górze, szybsze i jakby gniewne ich bzykanie niżej, oraz cmoknięcia o ziemię, słychać wzdłuż całego odcinka kompanii. Moskale zauważyli ruch i domyślili się nowych naprzeciwko sąsiadów.