„Nieporządek w chaosie” to cykliczny, regionalny konkurs, dla młodych twórców między 16, a 23 rokiem życia. Co miesiąc, jury w składzie Stanisław Nyczaj, prezes Polskiego Związku Literatów oddział Kielce, Katarzyna Prędotka, jedna z prowadzących program Pokolenie M, a także osoba zapraszana do komisji, oceniają nadesłane przez Was zgłoszenia.
W styczniu nagrodzeni zostali Aleksandra Jabłońska (I miejsce), Angelika Sobczyńska (II miejsce), Konrad Stawiarki (III miejsce). Są to pierwsi laureaci konkursu „Nieporządek w chaosie”. Poniżej możecie przeczytać ich twórczość. W kolejnych miesiącach będziecie mogli także zapoznać się z kolejnymi zwycięskimi utworami, które tutaj będziemy dla Was zamieszczać.
Aleksandra Jabłońska – I miejsce
Bezładnie odmienieni
tu się potykają niezgaszone wiersze
nikną słów tysiące myśli lekko cichną
dni niedokończone czas za szybko biegnie
możesz przymknąć usta palce nie zamilkną
skroplonych nadziei nie zabiorą deszcze
wspomnień zakurzonych nie zdmuchną orkany
co zostawić możesz nie kradnij stąd jeszcze
nawet jeśli widzisz łzą drążone rany
tygodnie ciemniejsze godziny zziębnięte
zmiecione pospiesznie wśród zszarzałych liści
zanim się odwrócisz puść szepty na wietrze
pozostaw tu tylko coś co mi się przyśni
Mgliście
cienie naszych marzeń majaczą za oknem
bezsilne oddechy utonęły w słowach
tak boję się zasnąć pozwól w ciszy odejść
zanim w śnie wypowiesz ostatnie nie kocham
wyblakłe wspomnienia ukryj jak najdalej
pośród łąk srebrzonych szronem przemijania
niech zaginą w kroplach zamarzniętych żalem
zamilkną na zawsze i bez pożegnania
nie zostawiaj śladów ust niedopieszczonych
palących na ciele szram nieświadomości
zapomnij o gwiazdach w niebie zawieszonych
szepczących daremnie hymny o miłości
nie dawaj nadziei kruchych i spłoszonych
zgaś rozgrzane dłonie pragnące dotyków
powtórzysz me imię jak mantrę wśród nocy
i niemy zapłaczesz od straszliwych krzyków
Angelika Sobczyńska – II miejsce
Urodziny
Odśpiewane sto lat
Zdmuchnięte świeczki
na dużym torcie waniliowym
Dokładnie tak, jak nie lubię
I to okropne,
peszące
sto lat
Na moje sto pierwsze urodziny
Ści i inne potwory
boję się przyszłości
mojej krótkiej
nietrwałej
wieczności
samotności
pustej
albo gorszej
bezradności
i że kiedyś puścisz
moją dłoń
albo dopuścisz się
obojętności
Konrad Stawiarski – III miejsce
BALLADA PODWÓRKOWA IV.
Będziemy kroczyć w ciemnościach,
Których nikt nie zliczy.
Których światło jest zatrute,
Z garści ziaren bólu,
Ofiarę dziś składając..
Mkniemy do Boga na upór.
Modlitwy odmawiamy.
I ruszamy kręgi nieme,
Dotąd spolegliwe jak
Wietrzyk naszego głosu,
Rozbrzmiewający u bram wydziedziczenia z patosu.
Ciało moje gaśnie w cisze owiane.
Zaklęte spogląda w słabość bogów.
Dalej głosu neolity, echo wtórzy skarbom.
Dzierżę więc ciekawość, płótna białych majestatów.
Dla świata co nadszedł, nie chcę go widzieć teraz.
Jak Raj pozbawiony całunów.
Świątyń i Symboli pozbawiona Ziemia.
Ogrodów i Rzek, cieni i listów.
Tusze co wyszły ze zbroczonych ługiem historii.
Prorok Jeremiasz,
Wita wschód Słońca,
W kolii Świadectwa tylko akacjowa,.
Aleja pierwsza, na drogowskazach droga,
Oto czwarta już jest gotowa.
Potykam się o próg, Twego Amonie domu.
Kula w łeb, na śmieci,
Odur Aksamitów i zjełczałych rzeźb.
Pomników w gniewie rozbijanych.
Potulnych matek o dzieci swe stroskanych,
Nie nie nauczą mnie swojej mowy.
Przechodnie idą coraz szybciej.
Kark mi przeszywa narastający ból.
Niech już lepiej zgotują mi świętego żywot.
Powłoka moja nietykalna, wnet okaże się zjadalna.
Jak czerstwy chleb, spleśniała.
Widok szczęśliwych młodych par,
Wiem że Cię starcze obrzydza.
Masz dość już ich bogatego wnętrza.
Powinienem przemilczeć pewien rodzaj konfrontacji.
Po libacjach dawnego ustroju,
Pozostał tylko głuchy poszept nocy.
Nie chce mi się wierzyć że tak się nie dzieje.
Wolność, wolnością lecz tylko dla wybrednych.
A ja sam walczę z IV- tą.
Boże mój, Boże, dotknij mnie paprochem swego światła.
Światłolubny jestem, Panie ofiaruję Ci wyznanie;
Czwarta szplita, musi być jak Kobéta.
Oswajać umarłych z żywego skarbu ustrojstwem.
Wszelkiej maści wolnomyślących, doktorów, poetów, kowalów zbrodni, niech kłują profil
Karła przymierza, co ziścił parlamentu kres.
Wreszcie otrzyma krzyż zasłużonych,
A przecie dziwak od czerni nie stroni.
Czwarta szplita.
Mogłem poradzić dziś się Ciebie Amonie.
Wyjedź stąd bracie, tu nawet mnie nie czeka nic dobrego.
A Amon mi rzekł; nie martw się, jam starzec, ale mądry, ja wnet ukrucę karłom
Skrzydeł aorty.
Amonie wiem, że gniewasz się na mnie.
Lecz winy me niewinne, poetą jestem nie we szplitej robakiem.
Musisz tylko się starać,
Rzplitą swą Ojczyznę nazwać, skrótem Gutenberga Encyklopedii.
Amonie błagam Cię…oni tu powieszą mnie…
Za przysłowiowe klejnoty…
Z anielskiej retoryki wosku,
Wyniosę andrzejkową przepowiedni plamę.
Do zmęczenia już ta IV Rzplita,
Do zmęczenia, upodlenia grobów.
Nikt mnie jak przed laty już nie wita.
A Tylko konam obuchem dali mi w łeb.
Ja na podwórku, kopcie niosę węgla.
Drzewo na opał, groszek, klejnociki trocin.
Żarzą się w piecu mych narodzin.
Rzplita, halucybacje aTwoje muszą iść precz.
To nie koniec, będzie piąta.
Tak się przedstawia hasło programowe.
Oglądam smutny; ” Polska Mędrcze”.
I wydaje mi się że IV- ta i koniec dnia.
PIEŚNI ELEAIS.
POWRÓT ELENAIS. OSTATNI AKT.
Ref;
Tylko ze mną bądź,
Tylko ze mną krocz.
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną chodź.
1.
Opętani cieniem czasu,
Nadgryzionych strun brak.
Zostaniemy nienazwani,
Aż po długi kresu czas.
Bez natchnienia, bez iluzji,
Wyklniemy świat ten,
Co w prochu kwiatów zmysł obudzi,
Piękny miłości blew.
Ref;
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną krocz.
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną chodź.
2.
Zmysły Nasze opętane,
Bezgranicznym zapachem
Strój Nasz.
Ciała słodkie i wyblakłe,
To już miłości ostatni akt.
Powędrujmy za sklepienia,
Aż do ciszy martwej jak treść.
Niech się kręci dalej Ziemia,
Uczucia proszę, zmiażdż i zgnieć.
Ref;
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną krocz.
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną chodź.
3.
Posilimy się brakami.
Naszej mocy, życia smak.
Rozdamy wiernym pośród nocy.
Wśród zwątpienia i kar.
Obezwładnieni mrocznym korcem,
Zasnujemy w ciszę nić.
Co prowadzi na rozstaje,
Przeżyć, winy, i drwin.
Ref;
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną krocz.
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną chodź.
4.
Podaj mi dłoń swoją,
Niech ukruszy się czas.
To lustro pomaż świecą,
Niech wosk przesłoni świat.
I będziemy smak wolności
Smakować idąc pod prąd.
Aniołowie Nam ulegli,
Zmokli na deszczu trosk.
Ref;
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną krocz.
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną chodź.
5.
Dotknij mojej powieki,
Ujrzyj w niej bogini świat.
Pełen wyblakłych imitacji,
Kryształów, zmierzchów i perłowych mas.
I nie wnikaj dziś kim jestem,
Połowiczna jak kresu dar.
Zamieszkałam gdzie bezpiecznie,
Tam dla Ciebie miejsce mam.
Ref;
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną krocz.
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną chodź.
6.
Myślałeś że Cię kocham.
Głupcze, to nie łatwa rzecz.
Zgrywam się nieustannie,
Nie mogłabym ci rzec,
Ni obiecać że zostaniesz,
W sercu moim pogodzon na wskroś.
Nigy mnie przecież nie ujrzysz,
Nigdy nie dotkniesz mego ciała bo;
Ref;
Ja zawołam Cię.
Ja zawołam Cię.
Ja zawołam Cię.
Imieniem Twym.
Ja zawołam Cię, rzeknę; przyjdź.
7.
Upewniamy się codziennie,
Że miłość obłudna bywa i jest.
Powybijane okna domostw duszy,
Niech więc starcy idą precz.
Z ich mądrości nie wyniknie,
Żaden nowy ład.
Kocham kochanie już innego.
To ja, Twoja Elenais.
Ref; 4x.
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną krocz.
Tylko ze mną bądź.
Tylko ze mną choooodź!
DO TOMU PIEŚNI ELENAIS.
ROZMOWA POETY Z OJCZYZNĄ.
I Nie śmiej mi się w twarz żeś Niepodległa.
Okryty hańbą prorok wieczny wita Twe popiersia.
Do tronów, źródeł i Królestw Tyś najpierwsza.
Zwodnicze łapy targają Twą Czerwień i Biel.
Nie śmiej mi się w twarz żeś nietknięta.
Pospólna żagiew więzi Nas szyderców, tchórzy matko
Przenajświętsza.
Zapomnij o niesłusznym wyroku na odświętnych wiecach.
Przyjdą tam ubrani w ogień, lazur i zmierzch.
Nie śmiej mi się w twarz żeś uległa.
Oddani Tobie władcy dzicy na piedestałach karty rwą.
Z ksiąg uśmiechniętych wyrwać chcą pielesze przymierza.
Z Tobą o Polsko zawsze kłopot jest.
Proszę niech się Pan nie obraża.
Jam tylko wierny tradycją,
wchłaniam dobre, wydalam złe.
W skromnej Pana postaci kryje się człowieczy bunt.
Przeciw ustrojom co są jak balety wykpione,
jak sensy bezładne i sypkie brzegi.
Jak gesty dla autorów nowej Konstytucji.
Nieco pokreślonej jak marginesy stref.
I upamiętniamy wodza co kruszy zielny akcent przeznaczenia.
Nie śmiej mi się w twarz żeś taka pokłonna.
Wobec jutrznych Wielbłądów białą wystawiasz twarz.
Namioty wędrujących w Twoje wrota,
pocięte ostrzami kompromisu
och nie tak, och tak, byle jak.
Nie śmiej mi się w twarz żeś szlachetna.
Polsko w twych kronikach spisane tarcz i zbroi ustawy boskie.
Ja nie przysięgam, ja cofam się…
Nie chcę pieścić Twych piersi, pobudzać do wzlotu duszy powabnej, metafizyko,,!.
Nie śmiej mi się w twarz że o niczym nie wiesz.
Akta wykradły dłonie smutnie czarne.
A Ty na rozdrożu Europy warczeć nie przestajesz.
O Ojczyzno w której żyję, poruszam się i śpię.
Nie śmiej mi się w twarz żeś skruszona.
Jak literatka nadgryziona, urwane dno.
Butelek tam istnienie nie dla Ciebie przecie Polsko.
Mam dosyć znawców historii, analfabetów, i całej schedy mgieł.
A ma Pani uśmiecha się w obrazie lustrzanym.
W obrazie rzeki co szumiąc, brzegi z piasku rwie.
Nic nie zostaje w niej na dnie w toni matowej.
Ślę pocałunki do twarzy kobiety z motywem w oknie.
Czeka, czeka na gapiów śmiech,
kochanka czeka co uwiódł ją i zwiódł.
Z tego związku narodziła się biel co się bieli,
drogocenna jak akt Nemesis, z wędzidłem umarłym w tle.
Twój majestat, Matko- Wód płowych Karmicielko
nie wzruszony jestem bo obłędnie patrzysz w dal.
Na kunsztowne żłobienia brzegów co jak twierdze,
zamieszkałe przez Szlachtę na wygonach ciał.
Matko rytowników i poetów opiewających
łoskot dłut i brzęk młotków o blaszane popiersie Syreny, a na piedestale obłędu dziś karzeł– knut zasiada, małt Falstaff, półbóg, pół manekin.
To ruch, to przypływ, to batuta mistrza,
śmiałka co ujął ster do granic wytrzymałości rąk,
koisz i zadziwiasz o Matko sfery człowieczości,
ojczyźnianych trosk jam w nich zwyczajny a głupcem jestem od pokolenia 83.
Powabna kochanko
strażniczko Praw,
Dzielna w złoceniach na pucharze prawych dłoni szumi dotyk
bóstw
osobnych dziedziczko
nurtów natchnienia Aligherii,
cóż mam jeszcze opiewać?
gdy w gestii i w garści mnie ma Twój wódz.
Jak na ironię
słucham Go uważnie.
Źrenice Jego powiększone przyjrzyjcie się uważnie.
I bojaźni i drżenia we mnie coraz więcej,
TO mój bunt, Matko, potykam się i patrzę.
Z przy krótkim chodem,
Jemu nie zaprzeczy nikt.
Polsko zrozum Toń.
Polsko usłysz Toń.
Polsko umiłuj Toń bo w zbiorowej inteligencji siła.
Jam bezwiedny, jam mistrz moich obrazów i słów klnę się i zrzymam,!.