„Ciemności” to lustro, w którym przejrzeć się może każdy z nas. Lecz pełne odbicie można zobaczyć dopiero na samym końcu, do tego czasu widz jedynie zerka na jego małe, ale bardzo ostre kawałki składające się na całość, do tej pory, zamiecione pod szafę lub dywan, stając się po prostu niewidocznymi.
Te małe fragmenty rozbitego lustra to tematy podejmowane w spektaklu. Wyciągane przez twórców na światło dzienne, choć większość nie za bardzo ma na to ochotę. „Ciemności” poruszają m.in. temat nierówności rasowej czy wyzysku. To sztuka, którą Paweł Demirski napisał inspirując się „Jądrem ciemności” Josepha Conrada. Stworzył on odważną interpretację, mocno współczesną, ale nadal osadzoną w tekście Josepha Conrada, przez co „Ciemności” nie stają się jedynie luźnym nawiązaniem do „Jądra ciemności”, a rzeczywiście z niego czerpią. Co istotne, pierwotny tekst nie zdominował sztuki. Fragmenty w których wyczuwalny jest bardziej duch Josepha Conrada, jedynie wzbogacają całość. Widać to także w języku. Ma on nadal charakterystyczny styl pisarski Pawła Demirskiego, lecz nie jest on tak intensywnie naszpikowany hasłami czy zwrotami zaczerpniętymi z kultury masowej, jak można było to usłyszeć w innej sztuce tego autora, zatytułowanej „W imię Jakuba S.”. Język „Ciemności” jest bardziej poetyckim, choć nadal pozostaje drapieżnym i w pewnych momentach mocno potocznym.
Paweł Demirski za wątek główny, tak jak w książce, również obrał kolonizację, przenosząc ją do współczesnych realiów pracy w korporacji. Marlow Conrada podróżuje do dżungli w Kongo, natomiast Marlow Demirskiego, również do tej, zwanej miejską. To odniesienie potęgują stworzone przez autora dwie płaszczyzny czasowe i zdwojenie bohaterów. Mamy zatem Kurtz’a i Marlow’a z dziewiętnastego wieku oraz ich odpowiedniki z teraźniejszości. Czytając książkę łatwo się zorientować kto jest dobry a kto zły. Symbolika postaci jest tam klarowna. Marlow reprezentuje dobro – czyli biel, natomiast Kurtz – zło, kojarzone zazwyczaj z czernią. W „Ciemnościach” natomiast, wszystko jest spowite mrokiem, a bohaterom zostały nadane jedynie odcienie szarości – mniej lub bardziej intensywne. Wyjątkiem jest Ciotka grana przez Annę Kłos-Kleszczewską, która sama o sobie mówi, że jest „filarem świata”. Ona w spektaklu ma barwę czerwoną, ostrzega, ale i pokazuje złość a czasem wręcz furie związaną z tym co jej przeszkadza w otaczającym świecie. Staje się tym samym głosem przekonań jakie ma większość, a który w końcu wybrzmiał. Ciotka jest niczym światło latarni morskiej, której wypatrują i za którą podążają żeglarze. Bohaterka grana przez Annę Kłos-Kleszczewską wyłania się, po czym nagle znika, czerpiąc z zagubienia płynących, niewątpliwą radość.
W historii Josepha Conrada Kurtz jest zły i w opowieści Moniki Strzępki oraz Pawła Demirskiego również. Jednak zadziwiające jest to jakiego Marlowa widzimy na scenie, to naiwny hipokryta, służalczo oddany tym, którzy stwarzają pozory że są panami jego życia i śmierci. Jak wtedy gdy zapytany czy czuje się poddanym odpowiada, że tylko wtedy gdy nim rządzą. Lub kiedy na zarzut, że ludzie i tak kupują odzież, która jest okupiona wyzyskiem ludzi ją robiących, szybko odpowiada „Ja nie!”. Jakby potwierdzał na głos, przed samym sobą, że on na pewno tego nie robi. Twórcy pokazują widzowi oczywiste zło i zło zapakowane w celofan stworzony z poprawności politycznej, strachu i hipokryzji. Zderzenie tych dwóch wizji nie daje możliwości wyjścia z tego cało. Odbiorca musi podjąć jakąś decyzję opowiedzieć się za którąś ze stron. Jednak decyzja jest trudna, ponieważ bohaterowie bardzo przypominają nas samych, a wybór jest jednoznaczny z przyznaniem się przed sobą: jestem podobny do niego.
W spektaklu udział bierze sześcioro aktorów. Każdy z nich stanął przed ogromnym wyzwaniem. Przede wszystkim dla tego, że w sztuce zachodzi dużo interakcji, a w niektórych konfiguracjach aktorzy grali ze sobą po raz pierwszy. Widać było to szczególnie w scenach, w których występowali Tomasz Schimscheiner grający Marlow’a z XIX wieku i Joanna Kasperek odtwórczyni współczesnego Marlow’a, a także Andrzej Konopka będący teraźniejszym Kurtz’em i Jacek Mąka odtwórca Kurtz’a z dziewiętnastowiecznej rzeczywistości. Niejednokrotnie widać było, że jest to jedna postać, szczególnie w przypadku Kurtz’ów, używali podobnych środków wyrazu. Jeden dopowiadał zdanie wypowiedziane przez drugiego. Natomiast Marlow ten obecny i ten kiedyś byli bardziej związani na zasadzie osobowościowej. Atutem spektaklu jest bardzo dobre rozpisanie tekstu i gra aktorska, dzięki czemu widz nie gubi się w płaszczyznach czasowych. Mimo iż bohaterowie często mówią w odmienny wobec siebie sposób, zmieniają język jakim operują, cały czas pozostają zrozumiani i dopasowani do rzeczywistości z jakiej pochodzą. To również zasługa reżyser Moniki Strzępki, która bardzo dobrze poprowadziła aktorów. Pomagając stworzyć rolę i proponując sposób jej przedstawienia. W „Ciemnościach” jest sporo ruchu, przez co spektakl ma swoje tempo, nie jest ono zawrotne, ale też nie usypia widza.
Sam spektakl daje wrażenia oglądania marionetek będących na małej pudełkowej scenie. Widz zdaje sobie sprawę z tego co się na niej dzieje, ale z drugiej strony odnosi wrażenie, jakby to było poza nim. Po prostu dobrze się bawi, oddalając od siebie myśl o tym, że to, co się właśnie rozgrywa może być prawdą. Zwielokrotnieniem tego wrażenia jest finałowa scena, w której bohaterowie znajdują się już na końcu podróży. Dotarli do miasta, w którym „wszystko się mówi wprost, wprost w twarz”. Ta scena obnaża nieudolność społeczeństwa, która nie potrafi rozmawiać i rozumieć, a może przede wszystkim, rozmawiać ze zrozumieniem. Ostatnie sekwencje przedstawione są w formule dobrze znanego serialu komediowego, gdzie na żarty mówione przez jego bohaterów w tle słychać śmiech publiczności. To najsmutniejszy moment spektaklu, bowiem pokazuje on jak zazwyczaj wyglądają reakcje na kwestie, które są niewygodne. Bądź takie, z którymi trudno sobie poradzić. Zazwyczaj wszystko obracane jest po prostu w żart. Lepszy lub gorszy, ale zwieńczony śmiechem.
„Ciemności” to niewątpliwie puszka Pandory, której twórcy spektaklu nie otwierają w całości, a jedynie delikatnie uchylają jej wieko. Tym samym dają widzowi pretekst do zastanowienia się i zweryfikowania zarówno siebie jak i tego, co go otacza. Jednak ten, najprawdopodobniej, najbardziej przejmuje się tylko tym, że na puszce został przewrotnie umieszczony napis Made In China. A on przecież, podczas ostatnich zakupów w znanej sieci marek odzieżowych, dodał post na Facebooku, że wszystko co Made In… jest mu obce.
Reżyser: Monika Strzępka
Autor: Paweł Demirski
Obsada:
TA OBCA: Magda Grąziowska
MARLOW 1: Tomasz Schimscheiner
MARLOW 2: Joanna Kasperek
NA STACJACH/CIOTKA: Anna Kłos-Kleszczewska
KURTZ 1: Andrzej Konopka
KURTZ 2: Jacek Mąka