Trwa wyjaśnianie przyczyn wypadku, do którego doszło dzisiaj przed godziną 8:00 na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w miejscowości Rudki w powiecie jędrzejowskim. Jak już informowaliśmy, pociąg pośpieszny relacji Kołobrzeg – Kraków zderzył się z autem marki Opel Astra. Nie żyją dwie kobiety w wieku 38 i 48 lat z samochodu osobowego. Jak informuje Mariusz Bednarski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach, pociągiem podróżowało około 100 osób. Pasażerom nic się nie stało.
Karol Jakubowski z biura prasowego spółki PKP PLK informuje, że do wypadku doszło między stacjami Miąsowa i Jędrzejów. Przez kilka godzin ruch pociągów był całkowicie wstrzymany. Od godziny 13 pociągi mogły kursować jednym z dwóch torów. O 15:30 wznowiono kursowanie składów, ale nadal mogą być one nieznacznie opóźnione.
Sylwester Delipacy, zastępca dowódcy jednostki ratowniczo-gaśniczej w Jędrzejowie powiedział, że działania straży polegały między innymi na wyciągnięciu kobiet z wraku samochodu.
– Zabezpieczyliśmy także miejsce zdarzenia, odłączyliśmy trakcję elektryczną. Po wyciągnięciu drugiej poszkodowanej, służby ratunkowe podjęły akcję reanimacyjną jednak nie przyniosła ona rezultatu – powiedział strażak.
Ustalono także, że 33-letni maszynista w chwili zdarzenia był trzeźwy.
Osoby podróżujące pociągiem powiedziały reporterom Radia Kielce, że nie poczuli uderzenia, tylko gwałtowne hamowanie pojazdu. Po tym, zaczęli otwierać okna, aby zobaczyć co się stało.
– Wybiegłem z pojazdu. Myślałem, że się do czegoś przydam, ale niestety nie mogłem już w niczym pomóc – powiedział jeden z pasażerów.
Pasażerowie byli przewożeni autobusami. Punktem przesiadkowym była stacja w Miąsowej. Tu podróżni wysiadali z pociągów jadących w stronę Krakowa, a autobusy przewoziły ich do Jędrzejowa. Z kolei z Jędrzejowa do Miąsowej dojeżdżali pasażerowie jadący w kierunku Kielc. Wśród nich był Tomasz Witkowski, który jechał pociągiem relacji Katowice-Kielce.
– Było to sprawnie wszystko załatwione. Ja wsiadłem w Sędziszowie i zatrzymaliśmy się w Jędrzejowie. Tam czekaliśmy w pociągu około 30 minut. Pociąg był ogrzewany, więc było ciepło. Poinformowano nas, o której godzinie przyjedzie autobus, więc byliśmy informowani na bieżąco - opowiada Tomasz Witkowski.
Jedynym zarzutem, który mieli pasażerowie to zimny pociąg, który na nich czekał w Miąsowej. Kolejarze zapewniali, że ogrzewanie zostało włączone i skład szybko się nagrzeje. Z Miąsowej podróżni zostali przewiezieni do Kielc.
Robert Kaczmarczyk, mieszkaniec Mnichowa, powiedział że wcześniej tą drogą poruszało się mniej pojazdów. Teraz często kierowcy jadący w stronę Włoszczowy skracają tędy trasę podróży.
– Dawniej korzystali z niej jedynie mieszkańcy pobliskich wiosek, a teraz coraz częściej widzę samochody na obcych rejestracjach. Jak jest mgła to nie widać tego przejazdu, ponieważ znajduje się on w lesie - tłumaczy mieszkaniec Mnichowa.
Adam Młodawski z kieleckiego oddziału Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Komunikacji RP, były dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Kielcach, ocenia, że maszynista nie miał szans na zatrzymanie pociągu.
– Tego typu skład waży kilkaset ton, pociąg w tamtych okolicach jedzie z prędkością około 100 kilometrów na godzinę. Droga hamowania wynosi więc kilkaset metrów. Maszynista nie miał więc szans na zatrzymanie składu. Musiałby bowiem dostrzec samochód z odległości minimum 400-500 metrów. W takiej sytuacji maszynista i tak miałby nikłe szanse, aby uniknąć zderzenia – mówi Adam Młodawski.
W województwie świętokrzyskim są 343 przejazdy kolejowo-drogowe. 200 z nich to miejsca oznakowane krzyżami świętego Andrzeja i znakami „STOP”, czyli takie, na którym dzisiaj doszło do wypadku w Rudkach.
– Przyczyny wypadku wyjaśni specjalna komisja. Ze wstępnych informacji wynika natomiast, że oznakowanie przejazdu, między innymi znak „STOP” i widoczność, pozwalały bezpiecznie przejechać przez tory – zaznacza Karol Jakubowski.
W ostatnich latach w Świętokrzyskiem zanotowano kilka podobnych zdarzeń. W powiecie włoszczowskim w maju 2016 roku pociąg Intercity zderzył się z osobowym daewoo w miejscowości Występy w gminie Krasocin. Pociąg wjechał w auto, które pokonywało niestrzeżony przejazd kolejowy. Samochodem kierowała 44-letnia kobieta. Mieszkanka gminy Krasocin z obrażeniami została przewieziona do szpitala. Z kolei w 2009 roku na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w Stąporkowie bus, należący do firmy przewozowej, zderzył się z pociągiem osobowym jadącym ze Skarżyska do Tomaszowa Mazowieckiego. Kierowca zginął na miejscu.
Wypadki na przejazdach kolejowo-drogowych są niebezpieczne i w wielu przypadkach kończą się bardzo tragicznie. Z policyjnych statystyk wynika, że 98% zdarzeń powstaje z winy kierującego samochodem. Kierowcy nagminnie lekceważą znak STOP, sygnały świetlne, slalomem objeżdżają półrogatki lub przejeżdżają tuż pod zamykającymi się zaporami.
Od początku 2017 roku na przejazdach lub przejściach kolejowo-drogowych w kraju doszło do 177 wypadków i kolizji z udziałem pojazdów i pieszych. Zginęło w nich 35 osób, a 23 zostały ciężko ranne.