Co piąty uczeń szkoły podstawowej ma nadwagę – alarmuje NIK po przeprowadzeniu kontroli dotyczącej żywienia dzieci w szkołach. Wyniki są złe. W skontrolowanych placówkach odsetek uczniów z nadwagą wyniósł 22 procent. To oznacza, że liczba otyłych uczniów w okresie od 2012 do 2016 roku wzrosła o 5 punktów procentowych.
NIK obwinia o to między innymi dostępność niezdrowych produktów w części sklepików szkolnych, czy też podawanie uczniom w szkole obiadów ze zbyt wysoką zawartością tłuszczów i węglowodanów.
Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 28 Lidia Witkowska uważa, że obwinianie szkół za nadwagę dzieci jest błędem. Podkreśla, że kluczowe jest to, jak dziecko jada w domu. – Te nawyki żywieniowe, które dziecko wynosi z domu są decydujące. Przykładowo dzieci niechętnie jedzą surówki, dlatego staramy się robić takie, które smakują najbardziej, dawać ich mniej. Bo można stworzyć różne zapisy prawne, które będą skutkować tym, że będziemy wyrzucać niezjedzone obiady. Chyba nie o to chodzi – mówi Lidia Witkowska.
Dietetyk Dorota Wawrzycka, która jest coachem żywieniowym, uważa jednak, że od podejścia szkoły wiele zależy. Jej zdaniem, mimo zmiany prawa przed kilku laty i zakazania sprzedaży w szkole niezdrowych produktów spożywczych, w sklepikach szkolnych ciągle można znaleźć tuczące rzeczy, o których rozporządzenie ministra zdrowa nie wspominało.
– Obserwuje sklepik w szkole moich dzieci. I tam rzeczywiście zniknęły chipsy, ale za to pojawiły się paluszki przygotowywane przy użyciu oleju palmowego i inne niezdrowe rzeczy. Co do stołówek szkolnych, to z tego co wiem, w Kielcach jest dobrze jakościowo i ilościowo. Ale ciągle pojawia się na przykład tłuste mięso wieprzowe – twierdzi dietetyk.
Dorota Wawrzycka przyznaje, że wielu rodziców ciągle nie zdaje sobie sprawy jak poważną chorobą jest otyłość dzieci. Po poradę do dietetyków zgłaszają się rodzice nielicznych dzieci z nadwagą.