Inspiracją była oczywiście „Akademia pana Kleksa”, zarówno książka, jak i film, ale sztuka powstała też z buntu – wyjaśnia Julia Holewińska, autorka „Akademii pani Beksy”. Bardzo nas wkurzało z córką, że tam nie ma nic o dziewczynkach – powiedziała w wywiadzie dla Radia Kielce.
Rzeczywiście „Akademia pani Beksy”, której sceniczną prapremierę widzowie poznali w sobotę w Teatrze Lalki i Aktora „Kubuś” w Kielcach, to swoista kontynuacja tematu wymyślonego przez Jana Brzechwę w zupełnie innych czasach a mimo to uniwersalnego, o tym że nie wolno ograniczać dziecięcej wyobraźni, dobrze rozumianej wolności, bo każde czasy miały i mają takie zakusy.
Bohaterkami sztuki Julii Holewińskiej są więc dziewczynki, których imiona zaczynają się na literę B, nie dlatego, że jest po A drugą w alfabecie, ale dlatego, że dziewczynki zawsze mają plan B. Bohaterka sztuki Basia Niezgódka, czyli córka Adasia Niezgódki z powieści Brzechwy, tak jak ojciec trafia do onirycznej akademii. Rzecz cała dzieje się we śnie i poetyka snu zdominuje to przedstawienie, choć paradoksalnie jest ono niezwykle dynamiczne, miejscami bardzo głośne. To spektakl muzyczny, w którym piosenki skomponowane przez Piotra Klimka i zaaranżowane w stylu przebojów lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku (ukłon w stronę filmu Krzysztofa Gradowskiego i muzyki Andrzeja Korzyńskiego) stanowią dominantę całego przedstawienia, najważniejsze przesłanie i emocje bohaterów zawarte są właśnie w tekstach śpiewanych przez aktorów.
Rolę Basi Niezgódki doskonale wyraziła na scenie Anna Domalewska kreując postać dziewczynki o niezwykle bujnej wyobraźni, konfabulującej chłopczycy i przez to odrzucanej w dziecięcym środowisku. Piętno odrzucenia noszą też inne bohaterki, bo jedna jest biedna, inna chora a jeszcze inną trapi smutek z powodu śmiertelnej choroby mamy. W akademii Pani Beksy mogą odzyskać radość, bo nie dość, że nikt je nie ocenia, to mogą bez przeszkód marzyć, konfabulować i śnić właśnie. Mogą i powinny być niegrzeczne o ile nikomu nie czynią tym krzywdy. Pod koniec spektaklu pojawia się krzywdząca innych dziewczynka-humanoid niczym Alojzy z powieści Brzechwy (w tej roli Jolanta Kęćko), ale w symbolicznej scenie zdjęcia duszącego ją hełmu dziecko odzyskuje swoją naturalną dobrą postać.
Julia Holewińska zachowała zresztą schemat postaci z powieści Brzechwy. Szpakiem Mateuszem jest u niej pies perkusista Balzakin w doskonałej kreacji Andrzeja Kuby Sielskiego zaś zamiast Filipa Golarza mamy na scenie Różową Królową w równie świetnej interpretacji Agaty Soboty śpiewającej manifest dzisiejszego konsumpcjonizmu dla dziewczynek czyli song „Róż włóż”. No i wreszcie tytułowa postać – Beata Orłowska jako Pani Beksa dwoi i troi się na scenie niczym frontwoman rockowej żeńskiej kapeli.
Niewątpliwą zaletą kieleckiego przedstawienia jest scenografia Katarzyny Proniewskiej-Mazurek podkreślająca bajkową, oniryczną konwencję fabuły i barwne kostiumy Hanki Podrazy, ale przede wszystkim reżyseria światła Prota Jarnuszkiewicza, który dzięki wydobywaniu z małej przestrzeni scenicznej różnych obszarów światła i cienia umiejętnie przenosi widzów w światy wymyślane przez postaci dramatu.
„Akademia Pani Beksy” jako dzisiejsze odczytanie kanonicznego tekstu Jana Brzechwy w teatrze jest bez wątpienia doskonałą propozycją dla rodziców i dzieci. Sztukę gorąco polecam.