Podwyżki nauczycielskich pensji, które zapowiada rząd są małe i zbytnio rozciągnięte w czasie – tak uważają związki zawodowe skupiające nauczycieli. Wczoraj poznaliśmy szczegóły, zapowiadanej od miesięcy podwyżki wynagrodzeń. Premier Beata Szydło poinformowała, że 1 kwietnia przyszłego roku nauczyciele dostaną pensję o 5 procent wyższą. Kolejne pięcioprocentowe podwyżki zaplanowano na styczeń 2019 oraz styczeń 2020 roku.
Wanda Kołtunowicz, prezes świętokrzyskiego okręgu Związku Nauczycielstwa Polskiego, jest rozczarowana. Jak mówi rząd zbyt długo odwleka w czasie wzrost pensji, a podwyżka powinna być duża i wejść w życie od początku przyszłego roku.
– To się bardzo rozciąga w czasie, poza tym kwota każdej raty jest zbyt mała i tylko odrobinę wyższa niż inflacja. W praktyce te podwyżki będą nieodczuwalne– twierdzi Wanda Kołtunowicz.
Zapowiedzi premier Beaty Szydło bardziej pozytywnie ocenia Ryszard Proksa, przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania „NSZZ Solidarność”. Jak mówi, założenia podwyżki znane są od dawna, ale w końcu wiadomo kiedy wzrost wynagrodzeń wejdzie w życie. Przewodniczący oświatowej „Solidarności” nie ukrywa jednak, że pracownicy szkół oczekują od rządu większego wzrostu płac.
– Nie rezygnujemy z naszego głównego postulatu, czyli zmiany systemu wynagradzania. Przez wiele lat, środowisko oświatowe oczekiwało na jakąkolwiek podwyżkę, wreszcie ją mamy, choć jest daleka od naszych oczekiwań. Pozostają nam dalsze negocjacje z rządem – zapowiada Ryszard Proksa.
Oświatowa „Solidarność” chce związać wysokość nauczycielskiej pensji ze średnią krajową. Wówczas przykładowo nauczyciel dyplomowany zarabiałby 120 procent średniej. Jak mówi Ryszard Proksa, rozmowy na ten temat z przedstawicielami Ministerstwa Edukacji już się toczyły, teraz „Solidarność” oczekuje ich kontynuacji.