W Polsce robi się za mało badań laboratoryjnych. Są źle finansowane, brakuje też specjalistów w tej dziedzinie. Tymczasem zbyt późne diagnozy powodują, że koszty leczenia zaawansowanej choroby rosną – ocenia Najwyższa Izba Kontroli w raporcie opublikowanym w poniedziałek.
„W Polsce diagnostyka laboratoryjna jest niedoceniania” – ocenia NIK. Nakłady na dostawy wyrobów do diagnostyki laboratoryjnej w Polsce, na tle innych krajów UE, są niewielkie – wynoszą jedynie 8,5 euro na osobę (dane z 2015 r.), podczas gdy np. w Słowenii jest to 23 euro, w Austrii – 30 euro, a w Belgii – 33,5 euro.
Najwięcej badań laboratoryjnych (85 proc.) sprawozdawanych przez NFZ wykonywano w ramach leczenia szpitalnego. W podstawowej opiece zdrowotnej największy udział miały badania biochemiczne i immunochemiczne (prawie 70 proc.), a najmniejszy – badania mikrobiologiczne (1,2 proc.) i badania kału (0,9 proc.).
W medycynie profilaktycznej badania laboratoryjne wykorzystuje się – według NIK – „w znikomym stopniu”, co może mieć wpływ na wzrost kosztów refundacji leków. Niewykonanie badań laboratoryjnych we wczesnym stadium choroby w wielu wypadkach może bowiem powodować, że wraz z jej zaawansowaniem rosną koszty leczenia pacjenta.
NIK wskazuje, że w Polsce wciąż nie ma wycen badań laboratoryjnych, dokładnie nie wiadomo nawet, ile się ich wykonuje. Nie ma też rejestru badań laboratoryjnych. Wciąż brakuje powszechnego systemu licencjonowania laboratoriów, powiązanego z oceną jakości badań – wyliczają autorzy raportu.
NFZ nie zawiera odrębnych kontraktów na badania laboratoryjne (z wyjątkiem badań genetycznych), tymczasem konsultant krajowy w dziedzinie diagnostyki laboratoryjnej w raportach za 2014 i 2015 r. postulował m.in. by badania diagnostyczne były finansowane bezpośrednio przez NFZ lub z wydzielonej puli lekarza rodzinnego.
W latach 2015-2016 udział kosztów badań laboratoryjnych w ogólnych kosztach świadczeń opieki zdrowotnej w kontrolowanych placówkach kształtował się na poziomie średnio 3,3 proc.
W ocenie NIK, obecny sposób finansowania nie zapewnia właściwego stopnia wykorzystania badań diagnostycznych i pozwala na rozliczanie wykonanego świadczenia bez wymogu uwzględnienia przy podejmowaniu decyzji medycznej odpowiedniego poziomu informacji diagnostycznej. Stwarza to ryzyko, że lekarze w celu będą ograniczać zlecanie badań, aby zminimalizować koszty.
„Co więcej, medyczne laboratoria diagnostyczne są postrzegane przez kierujących placówkami leczniczymi jako źródło kosztów, a nie jako ważny instrument umożliwiający prawidłowe leczenie, krótszą hospitalizację czy szansę na uniknięcie powikłań, a więc w rezultacie także mniejsze nakłady na leczenie. W konsekwencji szpitale często dążą do wyprowadzenia laboratoriów poza własną strukturę (outsourcing), w celu stworzenia możliwości wyboru najtańszej opcji oferowanej przez podmioty zewnętrzne” – podkreśla NIK.
W Polsce zarejestrowano 2,7 tys. diagnostycznych laboratoriów medycznych – o 14 więcej niż w 2014 r.
Coraz mniejszą część laboratoriów stanowią placówki publiczne. Ich udział zmniejszył się z 51,7 proc. na koniec 2014 r. do 49,8 proc. na koniec 2016 r. Proces wydzielenia ze struktur szpitala diagnostyki laboratoryjnej odbywał się przeważnie bez szczegółowej analizy kosztów, a także efektywności takich decyzji. Z danych Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych wynika, że ok. 25 proc. szpitali (144 spośród 626 objętych badaniem) przekazało obsługę diagnostyki laboratoryjnej podmiotowi zewnętrznemu – przytacza NIK.
„Pomimo licznie zgłaszanych wniosków i postulatów minister zdrowia nie podejmował skutecznych działań zmierzających do poprawy efektywności funkcjonowania diagnostyki laboratoryjnej w systemie ochrony zdrowia. W ocenie NIK, bezczynność ministra w tym zakresie mogła zagrażać właściwej jakości i dostępności wykonywanych świadczeń diagnostyki laboratoryjnej” – czytamy w komunikacie.
Minister zdrowia nie kontrolował medycznych laboratoriów diagnostycznych w celu identyfikowania nieprawidłowości i zapobiegania ich występowaniu. W latach 2015-2016 nie przeprowadził żadnej kontroli medycznego laboratorium diagnostycznego, mimo że w ustawie o działalności leczniczej kompetencje kontrolne ministra zdrowia zostały uregulowane. W tym okresie minister nie zlecał również przeprowadzenia kontroli działającym w jego imieniu: wojewodom, konsultantom krajowym i jednostkom organizacyjnym podległym lub przez niego nadzorowanym – stwierdza NIK.
Za mało (254) jest też lekarzy ze specjalizacją w dziedzinie diagnostyki laboratoryjnej i lekarzy mikrobiologów (110). Zdaniem NIK, minister zdrowia nie podejmował skutecznych działań, by zwiększyć liczbę tych specjalistów, a ich brak może zagrażać bezpieczeństwu zdrowotnemu pacjentów. W porównaniu z rokiem 2014 wzrosła natomiast (o ponad 1 tys.) liczba diagnostów laboratoryjnych – pracuje ich 14 435, z czego ok. 22 proc. ma tytuł specjalisty.
NIK alarmuje również, że pobrane do badań próbki przewożono na tyle długo, że stwarzało to ryzyko uzyskania niewiarygodnych wyników. Czas poszczególnych faz procesu diagnostycznego przekroczono w co 10. przypadku.
Nadzór nad transportem materiału biologicznego do laboratoriów zewnętrznych też nie zawsze był wystarczający. Kontrolowane laboratoria miały wprawdzie opracowane i wdrożone procedury transportu, jednak nie we wszystkich określono dopuszczalny czas transportu materiału. Zdarzało się także, że materiał biologiczny transportowano nawet 100 km, a średni czas transportu wynosił nawet 3 godziny.