Wspaniała przyroda, niesamowite historie i ludzie, którzy swój los połączyli z Wisłą. Na stronie radio.kielce.pl rozpoczynamy fotograficzny cykl, w którym prezentować będziemy co sobotę kolejne odcinki, którymi królowa polskich rzek wyznacza granice ziemi świętokrzyskiej. Od ujścia Nidzicy nieopodal Wyszogrodu, niewielkiej miejscowości, zamieszkałej obecnie przez kilkunastu mieszkańców do Ostrowa przy granicy z Mazowszem. 168 kilometrów z przeprawami promowymi, mostami, wysokim lessowym brzegiem i zielonymi polami, zalewanymi przy wyższym stanie wody.
Wisła, która ma swe źródła na zachodnich stokach Baraniej Góry w Beskidzie Śląskim wpływa na teren województwa świętokrzyskiego przy ujściu Nidzicy, na swym 155 kilometrze. Jej koryto stanowi granice między Świętokrzyskiem a Małopolską. Pierwszą miejscowością do której dopływa w naszym regionie jest Wyszogród, miejsce w którym przed kilkudziesięciu laty wystawał z wody żeliwny wodowskaz, a wiele stuleci temu, jak informuje Zofia Sobczyk, mieszkanka Wyszogrodu ze Stowarzyszenia Na Rzecz Rozwoju Gminy Opatowiec, na lessowym, obecnie porośniętym gęsto drzewami wzgórzu stał gród założony przez Wysza, chroniący mieszkańców lewego brzegu.
Rogów. Pozostałości zespołu dworskiego z XVII wieku. fot. Włodzimierz Batóg
Rzeka mija następnie Rogów, gdzie na wysokim brzegu odnaleźć można ruiny zabudowań dworskich, zniszczonych w 1944 roku. O świetności tego miejsca pisał w 1927 roku ks. Jan Wiśniewski w „Historycznym opisie kościołów, miast, zabytków i pamiątek w Pińczowskiem, Skalbmierskiem i Wiślickiem”:
stary modrzewiowy pałac w Rogowie to zabytek pod względem historycznym i archeologicznym jako też piękny okaz dawnego budownictwa polskiego. Przed wojną jego wnętrze było istnem muzeum przeróżnych pamiątek. Część ich ocalono, wiele pokradli i poniszczyli najeźdźcy (…) Wspaniałe okazy starodawnych, rzeźbą ozdobionych pieców sięgających 1602 roku i in. pamiątek w ciągu długich wieków przechowywały te czcigodne ściany staropolskiego dworca, po Hińczach, Firlejach, Wielopolskich, Wodzickich, Potulickich, Ogińskich...
Obecnie wśród resztek dworskiego parku odnaleźć można ruiny stajni i neorenesansową basztę.
W Opatowcu, który jest od lat siedzibą gminy, pojawia się pierwsza okazja do przeprawy – promem, pływającym przez rzekę od początku lat 90. poprzedniego stulecia. Jego zainstalowanie i poprzedzające ten czas przeprawy łodziami wspomina Władysław Majka, artysta rzeźbiarz, który w tamtym czasie sprawował stanowisko wójta. – Każdy mieszkaniec, który się tutaj urodził, po jakimś czasie zdaje sobie sprawę, że jest rzeka, która go naznacza i wyznacza rytm życia tej miejscowości – mówi.
Opatowiec. Pomnik Józefa Piłsudskiego. fot. Jarosław KubalskiMiejsce przeprawy promowej jest jednocześnie ujściem do Wisły Dunajca, a woda niesiona od gór jeszcze przez długi odcinek zachowuje odrębną barwę. Na wysokim lewym brzegu, tuż przy wjeździe do Opatowca ustawiono w 1994 roku pomnik Józefa Piłsudskiego. To pamiątka przeprawy, którą komendant I Brygady Legionów dokonywał we wrześniu 1914 roku. Opisał ją w swojej książce „Moje pierwsze boje”:
Dokładnie przypominam sobie mój stan w owym czasie. Wahałem się dosyć długo, gdyż pierwszym odruchem poprostu było dać spokój całemu przedsięwzięciu i nie narażać swoich chłopców na jakieś romansy z wojną, gdy wszystko naokół poprostu przed nią tchórzyło i zrzekało się próby ofensywności pomimo, że w rozkazie była ona nakazana (…) Bałem się ogromnie, że przeprawa przedłuży się aż do zupełnego rozwidnienia i że mała arjergarda, która ostatnia będzie musiała odchodzić, będzie zmuszona manewrować tak, by się wycofać dalej w górę rzeki i tam siąść na pontony. Z Winiar bowiem aż do przeprawy pod Opatowcem włącznie rzeka była zupełnie widoczna i dopiero już koło Uścia Jezuickiego oraz w górę dalej znikała z oczu obserwatorów stojących, jak liczyłem, od rana na wzniesieniu w Winiarach. Ogień artyleryjski więc łatwo mógł być kierowany na promy i pontony pod Opatowcem. W nocy zaczęła się przeprawa pontonami. Krakowscy saperzy śmieli się wesoło, że pracują razem ze strzelcami. Widocznem było, że przyjemnie im jest z nami, czuli wszyscy, że stosunek nasz wzajemny jest serdeczny i koleżeński. Zrobiło się i mnie raźniej trochę na duszy. Pontony, pędzone silnemi ramionami krakowian, które rzucały w wodę długie wiosła, mknęły po rzece spokojnie i równo, jakby bez tego wielkiego mozołu, jakiśmy mieli cały czas poprzednio, pracując prymitywnemi promami. Rozlana i rozdziwaczona Wisła wyglądała, jak opanowana przez nas. Znikała jej groza, a dwa brzegi, które przedtem wyglądały, jak dwa wrogie obozy, dwa Feindeslandy, były teraz złączone łatwo i szybko przez technicznie przepracowany instrument — pontony (…) Praca szła raźno, lecz równie raźno szedł czas. Z trwogą spoglądałem na zegarek, gdym stał na brzegu rzeki, i gdym dla jakiegoś rozgrzania się wchodził do mieszkania, gdzie piłem herbatę. Wskazówek zegarka zatrzymać nie mogłem i wraz ze zbliżaniem się świtu zaczynałem się niepokoić. Oczekiwałem, że wraz z jasnością dnia nastąpić muszą strzały armatnie. Arjergardy nasze musiały z konieczności z powodu zmniejszenia sił ustępować z terenu, coraz bardziej zbliżając się do Opatowca, i nieprzyjaciel w ten sposób otrzymywał coraz swobodniejsze pole działań. Zdecydowałem, że w przedostatnim pontonie przeprawię na tamtą stronę wszystkich ośmiu zabitych kolegów strzelców, sam zaś z ostatnim patrolem siądę do ostatniego pontonu. Nie chciałem ustąpić żadnym perswazjom, chciałem zachować dla siebie honor największej śmiałości pierwszych bojów strzeleckich. Świt jednak przyszedł, a my nie byliśmy jeszcze gotowi. Pozostawały niewielkie grupy, ściągające jako ostatnie patrole wysłane do Opatowca, osiem trupów w pokrwawionych strzeleckich kurtkach i ja ze swem otoczeniem. Gdym stanął na brzegu rzeki, zezowałem wciąż na lewo na wzgórza około Winiar, oczekując stamtąd sygnału, abym przerwał przeprawę i przerzucił pontony w gorę rzeki. Minuty płynęły za minutami, ponton odbijał za pontonem, grupa nasza arjergardowa malała i malała. Spojrzałem na rzekę. Jakgdyby zadowolona z wyrządzonej nam psoty zaczęła opadać, widocznem to było wyraźnie na brzegu. Zakląłem siarczyście.
Przeprawa w 1914 roku się udała, a mieszkańcy wspominają obecnie mocniej czas, gdy Wisła w 1997 roku wylała zatapiając cokół pomnika. W tym roku, co można zobaczyć na fotografiach Włodzimierza Batóga i Jarosława Kubalskiego płynie znacznie niżej. Kieruje się w stronę Nowego Korczyna, który odwiedzimy za tydzień.
Opatowiec. Powódź 1997 r. fot. Władysław Majka