Osobne ścieżki dla osób, które nie odrywają wzroku od smartfona? A może znaki ostrzegawcze lub specjalne światła na chodniku, aby były widoczne dla osób patrzących w dół zamiast przed siebie? To nie żart. To niestandardowe sposoby wdrażane na świecie, aby poradzić sobie z problemem pieszych, którzy przechodząc przez ulicę są wpatrzeni w ekrany swoich telefonów.
– Poszukiwanie systemowych rozwiązań obrazuje skalę problemu – mówi Zbigniew Weseli, dyrektor Szkoły Bezpiecznej Jazdy Renault.
I dlatego na świecie powstają różne koncepcje na to, jak poradzić sobie z problemem tzw. „smartfonowych zombie”. W jednym z chińskich miast specjalnie dla pieszych wydzielono część chodnika. Inne rozwiązanie wymyślili Koreańczycy – w Seulu pojawiło się kilkaset znaków ostrzegających użytkowników smartfonów przed niebezpieczeństwem wynikającym z nieuwagi na drodze. Jeszcze dalej poszli Niemcy – w Augsburgu na chodniku przy jednym z przejść dla pieszych zainstalowano dodatkowe światła, by zobaczyły je także osoby, które nie patrzą przed siebie. W USA natomiast, m.in. w stanach Arkansas, Nevada czy Illinois, uznano, że piesi stwarzający zagrożenie powinni ponosić konsekwencje swoich działań. Władze tych stanów próbowały wprowadzić karę grzywny lub nawet więzienia za korzystanie z telefonu podczas przechodzenia przez jezdnię.
Odpowiedzialność za bezpieczeństwo na drodze leży jednak zarówno po stronie pieszych, jak i kierowców.
– Jedni i drudzy muszą stosować zasadę ograniczonego zaufania – zaznacza Zbigniew Weseli. Czas reakcji w trakcie korzystania z telefonu jest wolniejszy nawet o 40 procent. Dotyczy to sytuacji takich jak hamowanie, czy reakcja na znaki drogowe – dodaje.