Ministerstwo Edukacji Narodowej chce by każde polskie dziecko jadło w szkole obiad. MEN wspólnie z resortem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pracuje nad programem, dzięki któremu państwo pokrywałoby część kosztów ciepłych posiłków dla uczniów.
Jak mówi Justyna Sadlak z biura prasowego resortu edukacji, takie rozwiązanie funkcjonuje w wielu państwach na świecie.
– W 21. wieku normą jest to, że uczeń je pełnowartościowy posiłek. W Polsce też tak powinno być, dlatego pracujemy nad systemowymi rozwiązaniami, dzięki któremu obiady szkolne byłyby dofinansowane przez państwo. Uruchomienie tego programu planowane jest w roku szkolnym 2018-2019 – informuje Justyna Sadlak.
MEN nie wyklucza również, że jedna przerwa w szkolnych zajęciach będzie znacznie dłuższa. Według założeń miałaby trwać nawet 40 minut. Dzięki temu uczniowie bez pośpiechu mogliby zjeść posiłek. Krytycznie do tego pomysłu podchodzi Lidia Witkowska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 28 w Kielcach. Jak mówi reforma edukacji, która dołożyła podstawówkom klasę siódmą i ósmą sprawi, że uczniowie będą wychodzić ze szkół później. Czterdziestominutowa przerwa jeszcze by sytuację pogorszyła. Jak mówi, u niej w szkole w zupełności wystarczają dwie 15 minutowe pauzy. W SP 28 obiady jedzą wszyscy uczniowie, ale Lidia Witkowska, przyznaje, że w innych szkołach, zwłaszcza wiejskich sytuacja może być gorsza.
Według Kazimierza Mądzika, świętokrzyskiego kuratora oświaty, ciągle są takie rodziny, których nie stać na wykupienie dziecku obiadu w szkole. Ale dzięki działaniom rządu, takich uczniów jest coraz mniej. – Bardzo pomógł rządowy program 500+, który dla wielu rodzin stał się głównym źródłem utrzymania, ale każdy pomysł, by poprawić sytuację dzieci z niezamożnych domów jest dobry. – twierdzi Kazimierz Mądzik.
Ze wstępnych szacunków wynika, że dofinansowanie szkolnych obiadów kosztowałoby Skarb Państwa około miliarda złotych rocznie.