W Pińczowie trwa dyskusja na temat funkcjonowania oddziału ginekologiczno-położniczego. Oddział, decyzją rady powiatu, miał zostać zamknięty do końca sierpnia ubiegłego roku, ale uchwałę o jego likwidacji uchyliła wojewoda świętokrzyski. Przypomnijmy, dyrektor pińczowskiej lecznicy Bartosz Stemplewski chciał zlikwidować oddział z powodów finansowych, a w miejsce ginekologii utworzyć inne, bardziej rentowne oddziały.
Przeciwny likwidacji oddziału jest burmistrz Pińczowa – Włodzimierz Badurak, który chce przejąć szpital od powiatu. Zgodę na to, jak informuje burmistrz, wyraziła w ubiegłym roku rada miasta. - Rada miejska jest gotowa przejąć prowadzenie szpitala. Odbyłoby się to przy połączeniu miejskiej przychodni ze szpitalem w jedną jednostkę. Podobnie jak było to przed 1998 rokiem, kiedy cała służba zdrowia na terenie miasta była w rękach jednego dyrektora, przy jednoosobowym zarządzaniu – wyjaśnia burmistrz.
Włodzimierz Badurak tłumaczy, że podjęta przez radę uchwała upoważnia go do rozmów ze starostą na temat dalszego funkcjonowania szpitala w mieście. – Szpital może utracić dobrze wyposażony oddział, który funkcjonuje od wielu lat i cieszył się dużym powodzeniem. Myślę, że to jest problem dyrektora szpitala, który powinien dołożyć wszelkich starań, by ten oddział dalej funkcjonował - uważa. Włodzimierz Badurak podkreśla, że sytuacja oddziału jest trudna, ale, jak zaznacza, jego zamknięcie nie jest dobrym rozwiązaniem. – Oczekujemy od dyrektora działań, aby straty, które przynosi oddział były coraz mniejsze, a nie większe – tłumaczy burmistrz.
Bartosz Stemplewski, dyrektor szpitala, podtrzymuje, że oddział ginekologiczno-położniczy powinien zostać zlikwidowany, ponieważ dalej przynosi duże straty. W ubiegłym roku wyniosły one około półtora miliona złotych. Dyrektor podkreśla, że na oddziale na trzydzieści miejsc, przebywają obecnie cztery pacjentki. – Z potrzeb zdrowotnych wynika, że na terenie województwa świętokrzyskiego jest za dużo łóżek ginekologiczno- położniczych – tłumaczy. Dodaje, że koszt utrzymania oddziału kosztuje mieszkańców Pińczowa 4 tys. zł dziennie. – Utrzymywanie nierentownego oddziału odbywa się kosztem rozwoju całej placówki. Zamiast kupić sprzęt, doposażyć szpital i poprawić warunki bytowe dopłacamy do oddziału, na którym rodzi się co drugi dzień jeden pacjent - mówi Bartosz Stemplewski.
Z możliwością likwidacji oddziału pogodziły się pracujące na nim pielęgniarki, które jeszcze w ubiegłym roku protestowały przeciwko jego zamknięciu. Jak informuje położna Anna Mrozowska – żadna z pielęgniarek nie straci pracy. – Dyrektor zaproponował nam pracę i zapewnił, że jej nie stracimy. W indywidualnych rozmowach z dyrektorem wszystkie panie wyraziły zgodę na pracę na innych oddziałach – tłumaczy.
Jak informuje wicestarosta Ryszard Barna, komentarz starostwa w sprawie przyszłości oddziału ginekologiczno- położniczego w pińczowskiej lecznicy zostanie zaprezentowany po spotkaniu komisji zdrowia w tej sprawie, a ta obradować będzie w Pińczowie we wtorek.