Zaledwie co dziesiąta osoba, która dostała się na kierunek lekarski Uniwersytetu Jana Kochanowskiego, dostarczyła świadectwo i potwierdziła chęć studiowania w Kielcach. Pozostali wybrali inne uczelnie. Początkowo w elektronicznym systemie rekrutacji było ponad 3100 zgłoszeń. Jak mówi Piotr Burda, rzecznik kieleckiego uniwersytetu, nie jest to zaskoczenie, ponieważ w ubiegłym roku było podobnie.
Żeby zapełnić 75 miejsc kierunku lekarskiego, uczelnia zwróci się do kandydatów, którym w niedawnej rekrutacji zabrakło niewielkiej liczby punktów, żeby dostać się na kielecką medycynę. – Będziemy zwracać się do osób na liście rezerwowej i co kilka dni aktualizować listę przyjętych – zapowiada rzecznik.
Jak twierdzi profesor Stanisław Głuszek, dziekan Wydziału Lekarskiego i Nauk o Zdrowiu, podobna sytuacja jest na większości uczelni medycznych w Polsce. Kandydaci zgłaszają się do kilku, a nawet kilkunastu szkół wyższych, a później wybierają tę, która najbardziej im odpowiada. – Jest to podyktowane mieszkaniem, czasem rodziną albo chęcią studiowania z kimś znajomym. Dziekani kierunków lekarskich proponowaliby ustalić końcowy termin, do którego studenci musieliby wybrać uczelnię, w której będą się uczyć. Na razie to jednak niemożliwe z przyczyn prawnych i organizacyjnych – tłumaczy profesor Stanisław Głuszek.
Dobrą wiadomością dla kieleckiej medycyny są za to kolejne zgloszenia pd kandydatów ze Stanów Zjednoczonych i Kanady, którzy chcą studiować na płatnym, anglojęzycznym kierunku lekarskim. UJK planuje jego uruchomienie od października. Jeszcze dwa tygodnie temu był tylko jeden kandydat, teraz jest ich już jedenastu. Docelowo uczelnia chce obsadzić 30 miejsc