Zaledwie kilka godzin pozostało greckim władzom do przeforsowania reform, które obiecano Unii Europejskiej. O północy mija termin postawiony przez Brukselę na przegłosowanie czterech pakietów reform i oszczędności. W parlamencie w Atenach trwa właśnie gorąca debata na ten temat, która ma się zakończyć głosowaniem.
Tymczasem sami Grecy są coraz bardziej zniechęceni. Coraz mniej osób wierzy, że reformy pomogą krajowi wyjść na prostą. W przeprowadzonych w ostatnich dniach sondażach co najmniej 75 procent Greków uznała, że reformy są dla kraju niezbędne. Wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że zmiany odbiją się na kieszeniach obywateli. „Jesteśmy bankrutującym dzieckiem Europy, a Europa mówi temu dziecku, co ma robić. Nie zrobiliśmy nic i teraz ponosimy tego konsekwencje” – mówi mieszkaniec Aten Yannis.
Wielu Greków jest sfrustrowanych trwającym od pięciu lat kryzysem i nie ma już nadziei, że reformy szybko zmienią sytuację na lepsze. Zamiast tego wiele jest osób otwarcie krytykujących Unię Europejską. „Wszystko zmierza w bardzo złym kierunku. Myślę, że nie mamy czego szukać w Unii Europejskiej i powinniśmy ją opuścić” – podkreśla emerytka Katerina.
Jak relacjonuje z Aten specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, od rana w Grecji trwa strajk generalny pracowników budżetówki. W Atenach co pewien czas nie kursuje metro, nieczynna jest podmiejska kolej. Nie pracują urzędy i niektóre szpitale. Na placu Syntagma przed parlamentem trwa demonstracja związkowców.
Pakiet reform, nad którym mają głosować deputowani w Atenach, jest niezbędny, by Grecja dostała kolejną, trzecią już pożyczkę. Ma ona wynieść 86 miliardów euro. W zamian za to rząd w Atenach musi przeprowadzić reformę emerytalną, podwyższyć VAT w hotelach, restauracjach, hotelach, a także na książki i prąd, podwyższyć podatek dla firm i podatek od towarów luksusowych, zlikwidować przywileje fiskalne dla wysp i dokończyć prywatyzację.