Decyzja MON o zakupie dla polskiej armii wielozadaniowych, francuskich śmigłowców niesie dla nas ze sobą ogromne nadzieje i wyzwania – powiedział na naszej antenie Stanisław Głowacki, przewodniczący Sekcji Krajowej Przemysłu Zbrojeniowego NSZZ „Solidarność” w skarżyskim MESKO.
Jak już informowaliśmy, 50 maszyn ma dostarczyć francuskie konsorcjum Airbus Helicopters. Francuzi przekażą śmigłowce w wersjach dla wojsk lądowych, specjalnych oraz maszyny morskie, w tym śmigłowce do zwalczania okrętów podwodnych. Kontrakt jest wart około 13 miliardów złotych. O kontrakt walczyły też rodzime zakłady, wchodzące w skład zagranicznych konsorcjów: PZL-Mielec należący do Sikorsky’ego oraz PZL-Świdnik z brytyjsko-włoskim właścicielem AgustaWestland.
Stanisław Głowacki, stwierdził, że francuski śmigłowiec nabierze znaczenia dopiero po jego uzbrojeniu i jest to dla polskich zakładów duża szansa. W tej chwili jest on tylko autobusem do przewożenia wycieczek turystyczno- krajoznawczych, dlatego liczę, że będziemy mogli wykorzystać swój potencjał – powiedział gość Radia Kielce.
Nie znamy dokładnie założeń i oczekiwań resortu obrony narodowej, ale z pewnością te śmigłowce będą wyposażone w rakiety SPIKE, które są produkowane w Mesko. Przypomnijmy, prezes świdnickich zakładów lotniczych Krzysztof Krystowski uważa, że MON podjęło szkodliwą dla rodzimego przemysłu decyzję. Jego zdaniem, tak oceniano oferty, żeby wybrać właśnie Caracala, a nie inne śmigłowce. Prezes Krystowski dodał też, że decyzja resortu obrony dziwi tym bardziej, że PZL-Świdnik przedstawił dobrą ofertę. Przypomniał, że zaproponowano nowoczesną maszynę, która spełniała wszystkie stawiane przez MON wymagania.
Z informacji przekazanych przez MON wynika, że zarówno zakłady ze Świdnika, jak i mielecka firma nie spełniły „wymogów formalnych i wymagań technicznych”.