Siły amerykańskie są gotowe do operacji wojskowej w Syrii. Taką deklarację złożył sekretarz obrony Chuck Hagel. Decyzja o rozpoczęciu wojny zależy teraz od Baracka Obamy.
Chuck Hagel poinformował, że wojska zostały przegrupowane w taki sposób, aby móc wypełnić ewentualny rozkaz do rozpoczęcia interwencji. Hagel dodał, że departament obrony przygotował dla prezydenta analizę różnych scenariuszy rozwoju sytuacji w Syrii. Plany działań wojskowych na wypadek interwencji w Syrii przygotowuje również Wielka Brytania. W związku z sytuacją na Bliskim Wschodzie urlop przerwał premier David Cameron.
Przed interwencją zbrojną w Syrii ostrzegają sojusznicy Asada, czyli Rosja i Chiny. Rosyjski MSZ przestrzega, że interwencja wojskowa będzie mieć katastrofalne skutki dla regionu.
Wcześniej sekretarz obrony USA John Kerry powiedział, że Stany Zjednoczone mają niezaprzeczalne dowody użycia broni chemicznej przez władze w Damaszku.
Minister spraw zagranicznych Walid Moualem oświadczył, że Syryjczycy użyją w swej obronie wszelkich posiadanych środków. Podczas konferencji prasowej minister po raz kolejny zdecydowanie zaprzeczył zarzutom, że to siły rządowe przeprowadziły zeszłotygodniowy atak chemiczny pod Damaszkiem. Moualem podkreślił, że oskarżenia mają posłużyć jako pretekst do ewentualnego ataku.
W zeszłotygodniowym ataku gazowym pod Damaszkiem zginęło przeszło 300 osób. Według sił opozycyjnych, mogło zginąć nawet 1300 ludzi. W internecie publikowane były zdjęcia i filmy przedstawiające ofiary. Bojownicy oskarżają o użycie trującego gazu wojska rządowe, reżim Baszara al-Asada zaprzecza jednak, jakoby użył broni chemicznej przeciw rebeliantom.
BBC/IAR/jp/ab