Są szczere, autentyczne i z niecodziennej perspektywy pokazują okrucieństwo II wojny światowej. Mowa o relacjach dzieci, które znajdują się w polskich archiwach. W oparciu o te materiały, w Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowe powstanie wystawa, zatytułowana „Wojna oczami dzieci”.
Jej pomysłodawca i koordynator, Ewa Kołomańska, wyjaśnia, że pomysł narodził się podczas pracy nad innym projektem.
– Robiąc wystawę „Byliśmy jeszcze dziećmi”, o dzieciach Kielecczyzny w czasie II wojny światowej, w Archiwum Państwowym w Kielcach spotkałam taki ciekawy zbiór wypracowań dzieci z 1946 roku, który pisały na tematy: tajne nauczanie, co mówią żołnierskie mogiły i dzień, który najbardziej zapamiętałem z okresu okupacji – wyjaśnia.
Przywołuje przykłady: – Dzieci z Suchedniowa pisały o pacyfikacji Michniowa: że widziały jak wieś się pali, widziały dymy. Jedno dziecko relacjonowało, że zabrali tatusia, mama bardzo płakała, a potem było bardzo źle, bo nie mieli co jeść. „Był tylko owies, z którego mama robiła zupę i to było bardzo niedobre” – mówi.
Nieznane oblicze wojny
Ewa Kołomańska dodaje, że takich prac i rysunków, pokazujących okrucieństwo wojny oczami dzieci jest więcej.
– Nie tylko w Archiwum Narodowym w Kielcach, ale także w Archiwum Akt Nowych w Warszawie można ich znaleźć bardzo dużo, bo na przykład z poznańskiego, w jednej teczce było około 960 kart – rysunków o różnej tematyce – wywózki do obozów koncentracyjnych, rozstrzelania, traktowanie polskich dzieci przez volksdeutschów, czy pokazujących, jak w szkołach, wobec polskich dzieci, odnosiły się dzieci z Hitlerjugend – zaznacza.
Historyk dodaje, że w czasie kwerend udaje się znaleźć wiele ciekawostek, na przykład o akcji pisania listów do dzieci polskich przez dzieci z Chile (o czym informowaliśmy w Radiu Kielce) czy na temat polskich dzieci, które znalazły opiekę w Iranie, w Isfahanie.
– Przeglądałam materiały na temat sierocińców polskich na terenie ZSRR. Przedstawione na zdjęciach gazetki ścienne pokazują ideologię, że Stalin jest cudownym tatusiem, który prowadzi do zwycięstwa. Widzimy różnice w podejściu do młodego człowieka, w zależności od tego, gdzie się on znajduje, to jak ważne jest wychowanie i jak ważna była indoktrynacja – zauważa.
Spojrzenie na wojnę oczami dziecka, pozwala poznać inne jej oblicze.
Autentyczność i emocje
– Często nam, historykom, zarzuca się, że traktujemy historię instrumentalnie, a relacje dzieci to zmieniają – mówi Ewa Kołomańska.
– My, historycy, często podchodzimy do pewnych faktów statystycznie: ile dzieci było wywiezionych, ile było wymordowanych. A poprzez ten projekt chciałam zmienić perspektywę, pokazać: jak dzieci widziały wojnę, jak ją przeżywały, jaki wpływ wojna miała na ich psychikę i skupiłam się na materiałach wytworzonych przez dzieci – tłumaczy.
Zaletą opisów dziecięcych jest także ich prawdziwość.
– Osoby dorosłe cedzą słowa, uważają na to, co mówią, zastanawiają się czego nie powiedzieć, a dzieci to jest czysta autentyczność. Te ich relacje są naprawdę emocjonalne. Jak dziecko pisze: zabrali tatusia na roboty czy obozu, to nie wiemy ile tatuś miał lat, ale widzimy autentyczność tej wypowiedzi, opisy, wspomnienia. Naszym założeniem jest, żeby ten okres wojenny podkreślać, mówić o nim. Nie chcemy uciekać od trudnych tematów. Czy nam się to uda? Mam nadzieję, że tak – dodaje historyk.
Marysia Nowak, uczennica klasy VI, w 1946 roku napisała pracę „Aresztowanie Tatusia”:
„Tatuś wszedł do domu z Niemcem o 11 godzinie wieczorem, co nigdy się nie zdarzało. Myśmy z Mamusią i siostrą już spały. Tatuś podszedł do łóżka mamusi i wyrzekł: jestem aresztowany. Wtedy Mamusia z siostrą wpadły w okropny płacz. Ów Niemiec pozwolił Tatusiowi jeszcze spożyć kolację (…) Mamusia w tym czasie pojechała do Hrubieszowa, aby jakoś Tatusia ratować. Gdy Mamusia wróciła z Hrubieszowa, aresztowali i Mamusię. Nadszedł wieczór, my trzy młode, niedoświadczone dziewczynki, myślimy sobie, co to teraz będzie dalej. Wtem dzwonek, my się boimy otwierać, ale siostra idzie otwierać, a to Mamusia. Co za radość a zarazem smutek, bo jest Mamusia, ale Tatusia nie ma (…)”.
Pod lupą historyka i psychologa
Ewa Kołomańska zapowiada, że materiał zostanie poddany analizie.
– Chcemy, żeby nad tymi pracami pochylił się nie tylko historyk, ale też na przykład psycholog dziecięcy, który powie, czy dziecko było świadkiem tego, co namalowało czy tylko o tych wydarzeniach słyszało – tłumaczy.
Z rysunków powstaną animacje, które posłużą jako materiał edukacyjny. Ze zgromadzonych materiałów ma również powstać elementarz, dzięki któremu dzieci będą uczyły swoich rówieśników o wojnie.
Zwieńczeniem prac będzie duża wystawa multimedialna. W tym roku ma powstać jej scenariusz. Efekt końcowy być może zobaczymy w przyszłym roku. Projekt jest realizowany we współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej.
Ewa Kołomańska wciąż poszukuje osób, które przed laty pisały listy.
– Jest to trudne, ale nie jest niewykonalne – mówi Ewa Kołomańska.