– Zdarza się tak, że myśli gonią szybciej, niż pracują nożyczki. Aby je wszystkie zatrzymać i utrwalić wycinam bardzo długo… aż zaczyna boleć ręka, drętwieją palce, a powieki opadają ze zmęczenia – mówi Lucyna Kozłowska, ostatnia świętokrzyska wycinankarka.
To właśnie jej Kielce zawdzięczają bajkowy wystrój centrum miasta podczas Festiwalu Miłośników Kultury Ludowej EUROPEADA w lipcu 2014 roku. Nad deptakiem łopotały wówczas wydrukowane na płótnie kolorowe wycinanki autorstwa Lucyny Kozłowskiej. Wycinankarka ze Skarżyska-Kamiennej, przechadzała się po „Sienkiewce” w tłumie artystów z całej Europy. Była szczęśliwa, że udało jej się pokazać światu świętokrzyską wycinankę, a przecież o to, by została zauważona, zabiegała od lat.
Lucyna Kozłowska podkreśla, że jest „wycinankarką współczesną”, jej twórczość, choć silnie osadzona w tradycji, komentuje obecny świat.
– Czasem zamykam oczy i wyobrażam sobie, co inspirowało moje poprzedniczki. Widzę ich spracowane dłonie, opuchnięte palce trzymające nożyce, patrzę na świat z ich perspektywy. Wyobrażam sobie na przykład, że w stojącym na podwórzu wozie dostrzegły doskonałość koła i tak powstała wycinanka kołowa. Podobał im się kształt monstrancji w kościele i tak narodził się kształt lelui. Wycinały w wolnych chwilach… tak jak umiały najlepiej to, co im się podobało. Dopiero później etnografowie „ubrali” ich prace w definicje – mówi Lucyna Kozłowska.
Jej prace różnią się od tamtych, tak jak jej świat różni się od ich świata.
– Mam inny materiał, wiedzę i możliwości. Gdybym robiła taką samą wycinankę, plagiatowałabym je, pokazywałabym ich świat, a ja chcę pokazać mój, moje przeżycia. Nadal jednak używam dawnej techniki, form, zachowuję dawny rytm wzoru.
Ulica Sienkiewicza ozdobiona wycinankami Lucyny Kozłowskiej podczas EUROPEADY / źródło: archiwum prywatne
Papier glansowany a wycinanka
Początek ludowej wycinance dały papierowe białe „zazdrostki”, które w połowie XIX wieku zaczęły zdobić okna wiejskich chałup. Do rozwoju tej formy dekoracji przyłożyła się powszechna dostępność do glansowanego papieru – satynowy i cienki wygrał konkurencję z grubym i sztywnym papierem czerpanym. Papiernia działająca w Jeziornie na Mazowszu produkowała go wówczas masowo. Nowoczesne maszyny sprowadzone z Wiednia pozwalały na produkcję „papieru bez końca”. Tak oto delikatny papier glansowany trafił pod strzechy. Kobiety zaczęły wycinać w nim abstrakcyjne ornamenty nożycami do strzyżenia owiec. Nie rysowały wcześniej wzorów, wyobraźnia i manualne umiejętności były ich jedynymi „pomocnikami”.
Z upływem czasu pojawiła się moda, aby wycinane kolorowe, ażurowe wzory, postaci i zawijasy naklejać na kartki szarego lub białego papieru. Powstawały też barwne dzieła, tzw. wyklejanki.
– Od hieratycznych, niemal surowych motywów kościelnych, od podstawowego, bardzo prostego ornamentu, tkwiącego zdawałoby się w jakiejś dawnej tradycji, do najbardziej swawolnych wykrętasów – snuje się zajmująca, bogata linia polskiej wycinanki, bujnie rozkwitła z fantazji ludowej, jako zwiastunka nowego odrodzonego ornamentu – zachwycał się dziełami wycinankarek prof. Jerzy Warchołowski, przedwojenny teoretyk i krytyk sztuki.
Po I wojnie światowej zwyczaj ozdabiania nimi chałup stał się jednak rzadkością, po II wojnie niemal zupełnie zaniknął.
– W dawnej kulturze wiejskiej ozdabianie wnętrz izb mieszkalnych wycinankami: ram obrazów, ścian, powały, miało zazwyczaj charakter zdobniczy i było typowe dla tamtych czasów. Dzięki kolorowym wycinankom, wykonanym z glansowanego papieru w izbie było barwnie, ładnie i wesoło. Wycinanki świadczyły o poczuciu estetyki, zdolnościach i zamożności gospodarzy. Typowa wycinanka kielecka, jaką znamy z zachowanej dokumentacji etnograficznej, była dosyć skromna w porównaniu z innymi regionami Polski. Była to wycinanka jednobarwna, ażurowa, wzory na niej były proste i geometryczne, na przykład często powielano kreski i ząbki. Prace wykonywane przez Cecylię Czernikiewicz i Lucynę Kozłowską pokazują nam, że wycinanka może mieć wymiar nie tylko zdobniczy, ale stanowić samodzielną formę rozwoju artystycznego – mówi Ewa Wielgus, główny specjalista ds. edukacji w Muzeum Wsi Kieleckiej.
Dziś wycinankarstwo jest ważnym elementem niematerialnego dziedzictwa kultury ludowej, podejmowanym jednak przez nielicznych twórców. W województwie świętokrzyskim profesjonalnie zajmuje się nim już tylko Lucyna Kozłowska.
Wycinanka „Boże Narodzenie” autorstwa Lucyny Kozłowskiej / źródło: archiwum prywatne
Najpierw musi się zakochać
Lucyna Kozłowska wycina od 27 lat. Wcześniej próbowała sił w rzeźbie ludowej i malarstwie, aż spotkała znakomitą wycinankarkę z Bodzentyna – Cecylię Czernikiewicz.
– Nożyczki do ręki dała mi pani Cecylia. Powiedziała, co i jak się robi, a potem zaczęłam próbować sama – wspomina.
Jej twórczość nie ma nic wspólnego z improwizacją, zanim zacznie wycinać, solidnie się przygotowuje. Czyta wszelką dostępną literaturę na temat bohatera swojego dzieła.
– Jak już się oczytam, to dopiero zaczynam wycinać. Gdy na przykład robię temat o św. Franciszku, albo o św. Wojciechu, żeby zacząć wycinać, muszę się w tej postaci „zakochać”, wybrać z jej biografii to, co jest dla mnie ważne – wyjaśnia.
Po rozpoczęciu pracy, w twórczym zapędzie, nie potrafi od niej odejść, dopiero silne zmęczenie przerywa wycinanie.
– To jest coś niesamowitego, jak się na nią patrzy przy pracy. Najpierw musi się oczytać w danym temacie. Potem ja idę spać, a ona wycina. Budzę się, patrzę na zegarek, a tu 24.00… pierwsza w nocy, druga… nieraz do trzeciej wycina. Nad ranem zmarznięta wślizguje się do łóżka. Nie może się rozgrzać, ale jest szczęśliwa, bo uchwyciła temat i go realizuje. Wyobraźnia Lucyny jest mistrzowska – zachwyca się żoną Andrzej Kozłowski, który sam jest uznanym rzeźbiarzem. Żona jest pierwszą recenzentką jego prac, bardzo ceni jej zdanie. – Ocenia surowo, lecz sprawiedliwie – mówi ze śmiechem.
On sam nigdy nie skrytykował dzieł żony, uważa, że wszystkie są zachwycające.
Małżeństwo Kozłowskich stworzyło wspólnie wiele znakomitych wystaw prezentowanych w muzeach i galeriach w Polsce. Ich głęboka relacja, wzajemna, nieprzemijająca fascynacja i podziw, jaki mają do siebie i swojej pracy, są równie inspirujące jak ich twórczość.
– Uzupełniamy się – kwituje krótko rzeźbiarz.
Lucyna Kozłowska każdy wernisaż rozpoczyna od podziękowań dla męża.
Lucyna Kozłowska podczas wernisażu w Domu Kultury „Zameczek” / fot. Beata Ryń
Świat wycięty z papieru
W papierowym świecie Lucyny Kozłowskiej roi się od postaci świętych, diabłów, czarownic i aniołów. Przy pomocy nożyczek, na jednym arkuszu „opowiada” fascynujące historie: o starym młynie, świętym Emeryku, madejowym łożu, zmartwychwstaniu Jezusa, który co prawda na głowie ma jeszcze cierniową koronę, lecz otaczają go ptaki obwieszczające zwycięstwo życia nad śmiercią. Jej ulubionym świętym jest Franciszek, pokazany zawsze w otoczeniu zwierząt. Na jednej z prac dzieli się pokarmem z głodnymi wiewiórkami. To wycinanki narracyjne.
– Niektóre związane są także z moimi przeżyciami rodzinnymi. Złotą zrobiłam dla wnuczki Różyczki z okazji jej urodzin, a różową dla Adelki, która przyszła na świat w Wielką Sobotę – mówi.
W galerii jej prac, trzymając się za ręce, tańczą rzędy jednakowych laleczek w ludowych strojach, to tradycyjne wycinanki paskowe. Największą gromadę stworzonych przez Lucynę Kozłowską postaci tworzą jednak anioły, zrobiła nawet Anioła Wycinankarzy.
Każda praca „wycinankarki znad Kamiennej”, jak zwykła o sobie mówić, nawiązuje do tradycji świętokrzyskich.
– To dla mnie bardzo ważne. Jako wycinankarka zostałam w tej chwili sama. Gdy mam sposobność spotkania kolegów z Polski i zagranicy pokazuję im, że wycinanka u nas jest, że nie zaginęła. Ludzie kojarzą wycinanki łowickie i kurpiowskie, ale o tej świętokrzyskiej mówi się niewiele. Staram się to zmienić – mówi.
Aby ludziom utrwalić w pamięci nazwę regionu, wymyśliła dywany świętokrzyskie. Składają się z kwadratów w kolorach czarnym i czerwonym, jak świętokrzyska zapaska. Każdy jest wycięty we wzór charakterystyczny dla dawnej kieleckiej wycinanki. Zachowała jej formę (kwadrat), symetrię (złożenie papieru), rytm (powtarzalność wzoru).
– Lecz kompozycja jest moja – podkreśla twórczyni.
Dywany świętokrzyskie są jej autorskim pomysłem na promocję wycinanki świętokrzyskiej w kraju.
– Wycinanki są też moją modlitwą. Gdy dzieci chorowały, a ja musiałam czuwać do północy, aby podać im antybiotyk, to wtedy wycinałam. To były takie moje papierowe modlitwy.
Wycinanka „Anioły” autorstwa Lucyny Kozłowskiej / źródło: archiwum prywatne
Wirtuozka nożyczek
„Gigabajty tradycji, transfer doświadczeń. Świętokrzyska wycinanka ludowa online” to projekt realizowany przez Suchedniowski Ośrodek Kultury „Kuźnica”. Została do niego zaproszona Lucyna Kozłowska. Tuż przed nagraniem pierwszego warsztatu złamała rękę. Nie zrezygnowała, a odcinek wbrew przeciwnościom losu został nagrany – mąż Andrzej wycinał według jej ścisłej instrukcji.
– To silna kobieta, która wie, czego chce i zna swoją wartość jako twórczyni ludowa. Choć jej droga do Stowarzyszenia Twórców Ludowych była długa i wyboista. Początkowo nie chciano jej przyjąć, bo była zbyt oryginalna, nie mieściła się w kanonie. Mimo to nie poddała się – mówi Agnieszka Włodarczyk-Mazurek, kierownik artystyczny Suchedniowskiego Ośrodka Kultury „Kuźnica” oraz członkini Stowarzyszenia Grupa Inicjatywna Pod Prąd. – Jest również kobietą bardzo ciepłą i wdzięczną za każde wsparcie promocyjne jej twórczości. Dobrze wie, że jest już ostatnią wycinankarką w regionie i bardzo zabiega, żeby to dziedzictwo nie zaginęło – dodaje.
Agnieszka Mazurek-Włodarczyk podkreśla, że Lucyna Kozłowska wypracowała swój własny, oryginalny styl, który jest bezcennym skarbem niematerialnego dziedzictwa kultury Gór Świętokrzyskich.
– To wirtuozka nożyczek – mówi.
Lucyna Kozłowska podczas wernisażu w Domu Kultury „Zameczek” / fot. Beata Ryń
Leluje, kogutki i gwiazdy
Ewa Wielgus jest pomysłodawczynią i organizatorką „Kiermaszu sztuki ludowej” w Parku Etnograficznym w Tokarni. Każdego roku bierze w nim udział małżeństwo Kozłowskich.
– Pani Lucyna Kozłowska w swojej twórczości często sięga do tradycyjnych wzorów, które pamięta z dzieciństwa, z domu swoich dziadków, ale ich nie powiela, są one dla niej inspiracją do tworzenia własnych prac. Tworzy wycinanki geometryczne, ale większą część jej dorobku artystycznego stanowią wycinanki tematyczne, opowieści inspirowane motywami zaczerpniętymi z przeczytanych legend świętokrzyskich, podań ludowych, Biblii. Chętnie dzieli się swoim zamiłowaniem do wycinanki. Prowadzi warsztaty dla wszystkich zainteresowanych tą dziedziną sztuki ludowej – mówi Ewa Wielgus.
Lucyna Kozłowska bardzo lubi przekazywać swoją wiedzę i dzielić się umiejętnościami. Podczas warsztatów opowiada o historii wycinanki, o kobietach, które po ciężkiej pracy w polu i w obejściu, sięgały po nożyce do strzyżenia owiec, aby wycinać kogutki, gwiazdy i leluje.
– Zainteresowanie jest ogromne, aż raduje się serce. Wycinają ludzie w różnym wieku, uczniowie i osoby starsze. Czasem, aż papieru zabraknie. Nie ma jednak ucznia, którego uczyłaby systematycznie. Może jeszcze kiedyś, ktoś będzie u nas wycinał – mówi z nadzieją ostatnia świętokrzyska wycinankarka.
Prace Lucyny Kozłowskiej można obejrzeć w Domu Kultury „Zameczek” w Kielcach na wystawie pt. „Ludowe wycinanki autorstwa Lucyny Kozłowskiej”.