Zabawki, które były jednocześnie opakowaniami na słodycze, i które są wybitnym przykładem międzywojennego polskiego wzornictwa, znajdą się na najnowszej wystawie w Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach. Ekspozycja nosi tytuł: „Rzeczy do zabawy. Edward Manitius i jego wytwórnia”.
O Edwardzie Manitiusie można powiedzieć, że był człowiekiem renesansu. Przemysłowcem, projektantem i właścicielem Wytwórni Zabawek i Wyrobów Zdobniczych w Warszawie.
Jak zapowiada jedna z kuratorek wystawy, Jolanta Wiśniewska z Muzeum Warszawy, przedmioty przez niego wyprodukowane będzie można zobaczyć w Kielcach.
– Ewidentnie są to rzeczy, które się wyróżniają na tle ówczesnej wytwórczości zabawkarskiej. Są dla nas opowieścią o człowieku, który projektował piękne przedmioty, nie będąc projektantem z zawodu, nie mając artystycznego wykształcenia. Po drugie, był też prekursorem w zakresie nowoczesnej przedsiębiorczości. On się poruszał na styku różnych branż: projektowania, przemysłu, handlu, ale też nowoczesnej reklamy i marketingu – podkreśla.
Odpowiednik współczesnych gadżetów reklamowych
Druga z kuratorek, Lena Wicherkiewicz przyznaje, że intrygująca jest wielofunkcyjność przedmiotów, które produkował Manitius.
– Z dokumentów, które posiadamy, m.in. z „Księgi obstalunków” (to jest księga, w której Manitius notował wszystkie zamówienia, my mamy ją z lat 1932-1935) wynikało, że Manitius te przedmioty sprzedawał różnym firmom, które sprzedawały słodycze, ale nie tylko. Także firmom produkującym wyroby chemiczne, ale też indywidualnym klientom. Te rzeczy służyły firmom produkującym słodycze jako ozdoba witryn sklepowych, albo jako pojemniki na słodycze, a pozostałym odbiorcom jako odpowiedniki współczesnych gadżetów reklamowych – tłumaczy.
Lena Wicherkiewicz dodaje, że Edwardowi Manitiusowi udało się połączyć formę z funkcją.
– Połączył funkcję użytkową, dekoracyjną z funkcją ludyczną, bo na końcu te przedmioty trafiały do dzieci, chociaż pewnie przemawiały także do dorosłych, odwoływały się do potrzeby obcowania z czymś ładnym. Mamy do czynienia z historią, która zawiera wiele wątków i odzwierciedla te czasy, w których Manitius żył, czyli druga połowa lat 20. i lata 30. XX wieku, kiedy zmieniało się życie zarówno ekonomiczne, społeczne, jak i artystyczne, kiedy nagle przedmiot, jego funkcja, ale też jego wygląd stał się istotny. Wydawało nam się, że to jest bardzo interesująca historia – zaznacza.
Niezwykły zbiór w Muzeum Zabawek i Zabawy
Wystawa pochodzi z Muzeum Warszawy. Po raz pierwszy jest prezentowana poza murami tej instytucji, ale, na co uwagę zwraca Daria Dyktyńska, dyrektor Muzeum Zabawek i Zabawy, jej początki sięgają Kielc i przedmiotów autorstwa Manitiusa, które się tu znajdują.
– Pomysł na wystawę powstał zarówno w Kielcach, jak i w Warszawie. W Kielcach kustosz Katarzyna Hodurek-Kiek jakiś czas temu odkryła figurki zwierząt, w których można było chować słodycze, i stworzyła wystawę „Czekoladowa mieszanka wedlowska”. Pokazywała ona figurki kupowane przez fabrykę Wedla i napełniane słodyczami. W tym czasie, bądź może trochę później, do Muzeum Warszawy trafiło archiwum rodzinne rodziny Manitiusa, gdzie znajdowały się informacje o nim samym, o jego rodzinie, o produkcji, którą w swojej niewielkiej fabryczce rozpoczynał – mówi.
Daria Dyktyńska wyjaśnia, że kuratorki zaczęły podążać tropem zgromadzonych materiałów.
– Szukały na rynku antykwarycznym i muzealnym przykładów figurek-zabawek Manitiusa. Za sprawą wystawy „Czekoladowa mieszanka wedlowska” odkryły, że te przedmioty są w Muzeum Zabawek i Zabawy. Przyjechały, po raz pierwszy zobaczyły te figurki już na żywo. W ten sposób te dwa wątki się połączyły – zaznacza.
Związki Manitiusa z Kielcami
Efektem współpracy jest wystawa, o której dyrektor Muzeum Zabawek i Zabawy mówi, że jest wielowątkowa.
– Wielopłaszczyznowa, narracyjna, ciekawa wystawa właśnie o Manitiusie, ale także o jego wytwórczości, która jest przykładem naprawdę świetnego, polskiego wzornictwa dwudziestolecia międzywojennego i czasu późniejszego, docenionej w Polsce, Europie, ale także na wystawie światowej w Nowym Jorku – podkreśla.
Co ważne, losy rodziny Manitiusa są związane z Kielcami. Jolanta Wiśniewska zauważa, że były one dość silne.
– Po pierwsze ojciec Edwarda Manitiusa, Ludwik i cała jego rodzina tuż po I wojnie światowej mieszkała w Kielcach albo w okolicach, ponieważ ojciec pracował w hucie „Ludwików”. Był inżynierem chemikiem, który nadzorował prace emalierni w fabryce naczyń emaliowanych. Po drugie, tutaj też najstarsza córka Ludwika poznała swojego męża, Jana Kłodawskiego – kielczanina, i już została w Kielcach – opowiada.
Wernisaż wystawy „Rzeczy do zabawy. Edward Manitius i jego wytwórnia” odbędzie się w piątek, 27 maja, o godz. 17.00. Wstęp wolny.