„Somalia – Black Hawk Down” – to tytuł najnowszej wystawy, prezentowanej w „Galerii u Strasza” w Kielcach. Autorem zdjęć jest warszawski fotografik Dariusz J. Drajewicz. Artysta okiem reportera pokazuje świat, większości widzów niedostępny.
Wśród wielu zainteresowań twórcy są podróże. Odwiedził ponad 100 krajów na świecie. W 2021 roku był w Somalii, kraju niebezpiecznym, po którym biały człowiek może przemieszczać się tylko w asyście ochrony.
Jak wspomina Dariusz Drajewicz, wybrał się tam, kiedy na świecie szalała pandemia.
– Paradoksalnie COVID nie przerażał tak bardzo Somalijczyków, jak wojna. Zresztą nie tylko tam. Parę dni temu wróciłem z Syrii i tam nie ma żadnych pozostałości covidowych. W październiku przebywałem w Iraku, i tam też nie ma żadnego symbolu covidowego. W 2021 roku COVID nam towarzyszył, jak zapowiedź katastrofy, apokalipsy. Zetknięcie się z tym tematem w Somalii było nieprawdopodobnie niemożliwe, ale pojawiają się maski na twarzach żołnierzy – zauważa.
Maskę widać na jednym ze zdjęć. Jednak, jak zaznacza artysta, maski na twarzy mają w Somalii zupełnie inne znaczenie, nie są noszone z obawy przed wirusem.
W nawiązaniu do hollywoodzkiej produkcji
– Noszą maski, ponieważ wiedzą, że maska jest symbolem Zachodu, bo media informują, że ludzie Zachodu ukrywają twarze w higienicznych maskach. Jest to swego rodzaju moda, która jest tam przyjmowana jako coś nowego, nadzwyczajnego, a jednocześnie zmierzającego do podniesienia ich nie tylko samopoczucia, ale być może również poziomu funkcjonowania. Używając masek, są bliżej świata Zachodu – tłumaczy.
Do świata zachodniego częściowo nawiązuje tytuł wystawy „Somalia – Black Hawk Down”. „Black Hawk Down” to tytuł amerykańskiego filmu wojennego w reżyserii Ridleya Scotta (polski tytuł „Helikopter w ogniu”), którego akcja dzieje się w Somalii. Jak zaznacza Dariusz Drajewicz, to bardzo mocny kod kulturowy, ale nieco fałszywy.
– Ten film nie powstał w Somalii, powstał w Maroku. Opowiada o tragedii żołnierzy amerykańskich i symbolicznym upadku Black Hawka – cudu zachodniej techniki i jednocześnie potęgi Zachodu. Black Hawk Down użyty w moim tytule oznacza, nie tyle ten symbol upadku, jak u Scotta, tylko coś, co już nie istnieje, obumarło. Ja w przeciwieństwie do osób, które piszą o Somalii, koncertowałem się nie tylko na Mogadiszu, miejscu symbolicznym, ale również na Kismaju i Eyl – zaznacza.
Obraz rozkładu
Kadr z Mogadiszu zwraca uwagę. Przedstawia ruiny miasta, które można porównać z powojenną Warszawą.
– Tak wygląda kiedyś najpiękniejsza część włoskiego Mogadiszu – tłumaczy Dariusz Drajewicz.
Przerażenie mogą budzić bohaterowie kadru z Kismaju.
– To miejsce, gdzie rozwinął się ruch Asz-Szabab. W języku arabskim Asz-Szabab to młodzież, młodzi. Asz-Szabab jest bardzo negatywnie postrzegany przez kulturę Zachodu, jako że mocno jest związany z ruchami terrorystycznymi. Dla mnie Asz-Szabab to są właśnie ci młodzi żołnierze na fotografii z Kismaju, którzy noszą karabiny maszynowe jak zabawki, jak gadżety – wyjaśnia artysta.
Tych akcentów militarnych jest więcej, bo – jak mówi Dariusz Drajewicz – Somalia nadal jest ogarnięta niepokojem, nadal są obecne pozostałości ponad 30-letniej wojny domowej.
Pozytywny akcent
Rozkład widać także na plaży. – Widzimy żółwie, które umierają wyłowione na plaży, widzimy ich fragmenty, ale w ten sposób żywi się Somalijczyk. Ale mamy też coś, co jest swego rodzaju przekleństwem Somalii, czyli upał, głód i brak wody. Są dwie fotografie przedstawiające studnie na pustyni. Na jednym z ujęć widzimy zasłoniętych, ciężko pracujących ludzi, którzy chcą wydobyć wodę. Woda jest niesłychanie istotna, wokół wody koncentruje się życie – stwierdza.
I, choć przytłaczająca wizja upadku wyziera z kadrów, to można znaleźć element pozytywny.
– Piękne, uśmiechnięte dziewczęta, które ubrane typowo po somalijsku, radośnie wychodzą w świat. To jest zdjęcie z Eyl – dodaje artysta.
Wystawę będzie można oglądać do 18 maja.