„Szczęśliwy bałagan” – to tytuł najnowszej książki Jana Nowickiego. Aktor, a od kilku lat także twórca należący do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, podczas spotkania w Filharmonii Świętokrzyskiej opowiadał o tej publikacji.
Książka składa się z autentycznych listów, które Jan Nowicki pisał w 2018 roku, od 23 kwietnia do 28 grudnia. Przeważnie mają one jednego adresata, ale jego nazwisko pozostaje tajemnicą.
To zaledwie fragment korespondencji, ponieważ jak mówi Jan Nowicki, cały czas pisze listy, odręcznie.
– Jest to forma, którą ja bardzo lubię, lubię się komunikować w ten sposób z ludźmi. I tylko i wyłącznie piórem – podkreśla i na dowód wyciąga je z kieszeni.
„W tych listach są także miejsca, w których ja żyję”
Jak sam mówi, pomysł, by z listów zbudować książkę nie jest nowy.
– Pierwsze moje listy zacząłem pisać do mojego zmarłego przyjaciela, do pana Piotra Skrzyneckiego. I on mi z nieba odpisywał, po śmierci. Oczywiście to ja pisałem te odpowiedzi, ale on mi donosił, o tym, co się dzieje w niebie, kogo spotyka. A ja go z kolei informowałem o tym, co się dzieje w Krakowie. Powtórzę, że bardzo lubię formę listów. Dwie moje książki są „normalne”, z dialogami, fabułą, ale to mnie okropnie nudziło – wyjaśnia.
W „Szczęśliwym bałaganie” nie ma potrzeby sięgać po fikcję literacką.
– W tych listach są także miejsca, w których ja żyję, pracuję, gdzie mieszkamy z Anią, są Kielce, bo tu jestem zameldowany, tu mam mieszkanie – mówi.
Redakcją listów zajęła się Anna Kondratowicz, prywatnie żona Jana Nowickiego. Przyznaje, że ze zbioru usunęła listy, które jej zdaniem były zbyt osobiste, zbyt dosadne, a także wiele wątków związanych z nią samą.
– Określiłabym tę korespondencję nawet nie jako listy, ale jako dziennik. Akurat tak się ułożyło, że w tym roku korespondencja była bardzo intensywna. Było ich bardzo dużo, więc część musiałam usunąć i wypreparować odbiorcę – mówi.
„Nie można było robić takiego zamachu na jego osobowość”
Pisarz świadomie dzieli się z czytelnikami swoim życiem, emocjami, przemyśleniami. Na kartach książki pokazuje radość, ale także smutek i frustrację. Nie pomija także spraw związanych ze swoim zdrowiem. Anna Kondratowicz zaznacza, że widać tam prawdziwego Jana Nowickiego.
– Myślę, że Jan w ogóle jest takim człowiekiem, który nie kalkuluje, jest prostolinijny i w wywiadach często mówi wprost. Po konsultacji głównie ze Zbigniewem Książkiem, wielkim przyjacielem Jana, który go od zawsze namawiał do pisania, usłyszeliśmy, że nie możemy usunąć wszystkich obscenizmów, bo to już nie będzie Jan Nowicki. Musiałam też przemyśleć mój wątek, bo w całości nie mogłam go usunąć, skoro Jan chciał go zawrzeć. Nie można było robić takiego zamachu na jego osobowość – tłumaczy.
Na pierwszych kartach książki widnieje informacja, że jest to część pierwsza. Anna Kondratowicz zapowiada, że planowany jest ciąg dalszy.
– Mam zarchiwizowane pełne trzy lata, a czwarty zaczęłam już archiwizować. W tym wydaniu znajduje się tylko jeden rok. Mogliśmy połączyć dwa lata, ale Jan nie lubi, żeby książka była zbyt gruba, żeby można ją było wygodnie trzymać w ręce. Zobaczymy też, jaki będzie odbiór czytelników – zaznacza.
„Trzeba czerpać z takich osób”
Podczas spotkania promocyjnego w Filharmonii Świętokrzyskiej Jan Nowicki opowiadał o kulisach powstania książki, skąd wziął się pomysł na tytuł, mówił o sile męskiej przyjaźni i o ważnych dla niego osobach, które w ostatnim czasie odeszły. Nie brakowało anegdot. Był też występ, w którym aktorowi towarzyszył przyjaciel z Piwnicy pod Baranami, Konrad Mastyło.
– To nie było tak, że od razu rzuciliśmy się sobie na szyję – śmieje się Konrad Mastyło. – Byliśmy świadkami przyjaźni pana Piotra Skrzyneckiego z panem Janem Nowickim. Podglądaliśmy ich. Lubiłem jak pan Jan przyjeżdżał. Był mistrzem sarkazmu, a niektóre jego żarty były tak ostre, że ci bez poczucia humoru się obrażali – wspominał.
Jan Nowicki i Konrad Mastyło razem występują w programie „Dwaj z Krakowa”.
– To praca z historią polskiego kina i teatru. Jest niewątpliwie kultową postacią, jednym z ostatnich artystów, którzy nie potrzebują mikrofonu, żeby ich było słychać, mają nienaganną dykcję, artykulację. Trzeba czerpać z takich osób, z ich warsztatu – dodaje.