Wielogodzinna uczta przeplatana przedstawieniami teatralnymi, tańcami i zabawą – tak w XIX wieku wyglądała Wielkanoc na dworach szlacheckich.
Historyk Maciej Chłopek informuje, że 200 lat temu w niedzielę wielkanocną spożywano wyłącznie potrawy poświęcone przez kapłana, dlatego w Wielką Sobotę wszystkie przygotowywane wcześniej specjały ustawiano na stole, by ksiądz mógł je poświęcić w izbie.
– Modlitwa, błogosławieństwo kapłańskie i woda święcona miały więc przynajmniej częściowo chronić biesiadników przed zgubnymi skutkami wielogodzinnej uczty – mówi Maciej Chłopek
Jak dodaje, Wielkanoc staropolska była świętem rodzinnym. Spędzano ją w domach na wielogodzinnych ucztach, którym towarzyszyły inne rozrywki. Dzieci bawiły się w palanta, ślepą babkę czy serso. Popularną wielkanocną zabawą była gra w walatkę czy też wybitkę. Gra polegała na stukaniu się pisankami – wygrywał ten, którego jajko zachowywało nietkniętą mimo uderzenia skorupkę.
Jak dodaje, dorośli w tym czasie grali w karty, udawali się na przechadzki, tańczyli przy muzyce lub odgrywali przedstawienia teatralne.
– W wielkanocnym odcinku słuchowiska „Krew i żelazo” dokonaliśmy adaptacji oryginalnej sztuki „Pięć sióstr a jedna komedia” Ludwika Adama Dmuszewskiego – mówi Anna Antoniewicz, aktorka odgrywającą córkę właściciela fabryki Annę Bocheńską.
Aktorka wyjaśnia, że sztuka grana była między innymi w Teatrze Narodowym w Warszawie, a opowiada o siostrach Zacniewskich, które mieszkają w Warszawie z ciotką, szukającą im mężów.
– Głównymi bohaterkami są najmłodsza Amelia oraz Ludwika i Karolina, których zmarły przedwcześnie ojciec nie zdążył wydać za mąż. Ten zaszczytny obowiązek spoczął więc na schorowanej ciotce. Lada chwila jej dom odwiedzą adoratorzy Ludwiki i Karoliny, bliska jest więc ich niewola, której pragną uniknąć – dodaje Anna Antoniewicz.
Maciej Chłopek wyjaśnia, że zamiast 5 sióstr są 3, które mają zostać wydane na nieznanych sobie kawalerów. Podstęp najmłodszej siostry sprowadza się do zniechęcenia panów skrajnie odmiennymi charakterami panien.