Dziś Wielkanocy Poniedziałek, zwany Lanym Poniedziałkiem, świętym Lejem albo Śmigusem-Dyngusem. To dzień psot i radości. Do polskiej tradycji należy oblewanie się wodą. Dawniej szczególnie chętnie traktowano nią dziewczęta i młode kobiety, a zlana panna mogła się czuć wyróżniona, bo to znaczyło powodzenie u kawalerów, albo nawet rychłe zamążpójście.
– Na świętokrzyskiej wsi tego dnia nie mogło się obyć bez dużej ilości wody – mówi doktor Alicja Trukszyn, etnolog, folklorysta z Działu Dziedzictwa Kulturowego Wojewódzkiego Domu Kultury w Kielcach. – Już dzień wcześniej szykowano wiadra z wodą i tam gdzie była ładna panna było wiadomo, że nie uchroni się ona przed oblaniem. Inna sprawa, że panny specjalnie przed tym nie uciekały. Za Słowianami nasza kultura ludowa przyjęła, że oblewanie wodą nie tylko oczyszczało ze złego, ale też sprzyjało płodności – wyjaśnia.
Nie ma jednej teorii, wyjaśniającej skąd wziął się ten zwyczaj, ale jak mówi Alicja Trukszyn, jest kilka hipotez.
– Niektórzy twierdzą, że Lany Poniedziałek ma swoje początki w Jerozolimie. Wodą rozpędzano Żydów, którzy spotykali się i rozmawiali o zmartwychwstaniu Jezusa. W ten sposób zapobiegano, by nie rósł kult Chrystusa – tłumaczy.
Z kolei XVIII-wieczny twórca jednej z pierwszych encyklopedii, Benedykt Chmielowski, w „Nowych Atenach” tłumaczył, że to rodzimy zwyczaj.
– Stwierdził, że polewanie wodą może mieć tylko polską proweniencję. Pochodzi z czasów Wandy, tej, co Niemca nie chciała i rzuciła się w nurt wody. Damy z jej dworu, z żalu za panią, że popełniła samobójstwo, na pamiątkę polewały się wodą. Chmielowski śmierć Wandy datuje na rok 750 – wyjaśnia etnolog.
Są też dokumenty potwierdzające ten zwyczaj. Jak mówi doktor Alicja Trukszyn, pierwsza wzmianka o zwyczajach śmigusowo-dyngusowych pochodzi z XV-wiecznego Poznania.
– Mam na myśli ustawy synodu diecezji poznańskiej z 1420 roku, zatytułowanej „Dingus prohibetur”, przestrzegających przed praktykami, mającymi niechybnie grzeszny podtekst - mówi.
Samo słowo dyngus jest zaczerpnięte z języka staroniemieckiego oznaczającego okup. Natomiast śmigus, to delikatne okładanie się gałązkami.
– Dawniej śmigus polegał tylko na symbolicznym okładaniu się gałązkami brzozy, jałowca, czy polewanie się wodą. Natomiast dyngus, to było chodzenie po domach i zbieranie darów, na przykład kolorowych pisanek, albo świeżych jaj. Ci, którzy nie chcieli mieć mokrych poduszek, chałup lub chcieli się wykupić od oblania wodą, chętnie godzili się na taką daninę – tłumaczy etnolog.
Dziś to zabawa, w której uczestniczą wszyscy, bez względu na płeć. Szczególnie jest ulubiona przez dzieci i młodzież.