Pachnąca i o unikalnym smaku. Bez niej trudno było wyobrazić sobie prawdziwą Wielkanoc. Mowa o podsuszanej szynce z wieprzowego udźca z kością. Dawniej królowała na świątecznych stołach, dziś odeszła w zapomnienie.
Jadwiga Irla podkreśla, że był to jeden ze specjałów, który przed laty wyrabiano w Bogucicach w gminie Pińczów. Szynka pochodziła z górnej tylnej nogi świńskiej, a jej produkcja zaczynała się zaraz po świętach Bożego Narodzenia.
– Szynka marynowana była od 2 do 3 miesięcy w wodzie w beczce z różnymi przyprawami, takimi jak sól, ziele angielskie, liście bobkowe. Bywa tak, że raz święta wypadają w marcu, a raz w kwietniu. Przez ten czas woda była kilka razy zmieniana. Po tym czasie obsypywano ją solą, owijano słomą i wieszano. Do świąt wielkanocnych tak właśnie dojrzewała.
Suszenie wędliny to jeden ze sposobów domowego przetwórstwa mięsa, oprócz wędzenia czy też parzenia w szynkowarze. Produkcja wędlin dojrzewających rozwijała się na długo przed wynalezieniem lodówek. Była to zdrowa wędlina bez chemii, bez sztucznych konserwantów, ulepszaczy. Ponadto zawierała mało tłuszczu i dużo białka. W Polsce nie ochroniono jednak tej tradycji.
– Każdy chciał mieć tę wielką szynkę, która królowała na stole w niedzielę wielkanocną. Do tej pory pamiętam smak tej wspaniałej szynki. Takiego smaku na próżno szukać w obecnych wędlinach.
Receptura tej szynki ma około 100 lat.