Grupa mieszkańców Kielc chce przywrócić w mieście najładniejsze neony z lat 50, 60 i 70–tych ubiegłego stulecia. Zdaniem Macieja Ziernika, były one jednym z najatrakcyjniejszych elementów w krajobrazie miasta.
Jeden z inicjatorów przedsięwzięcia liczy na zaangażowanie kielczan w zbiórkę pieniędzy, którą zorganizowano w internecie, na portalu zrzutka.pl.
Za zebrane fundusze przywrócony zostanie jeden z najbardziej charakterystycznych kieleckich neonów, czyli kot w butach. Potrzebne jest jednak około 40 tys. zł. – Chcielibyśmy, żeby wrócił na ulicę Sienkiewicza. Nie wiem czy uda nam się, żeby to była oryginalna lokalizacja na rogu ulicy Sienkiewicza z Paderewskiego. Chcielibyśmy żeby to był witacz, być może na przyszłym szlaku neonowym, albo po prostu na głównym deptaku, który byłby charakterystyczny dla naszego miasta – tłumaczy.
Maciej Ziernik dodaje, że jeśli uda się uruchomić neon kota w butach, to w planach jest przywrócenie kolejnych, ale to wszystko będzie zależne od zebranych pieniędzy. – Jest też nieaktywny neon elektryka naprzeciwko teatru im. Stefana Żeromskiego i czeka jako następny w kolejce. Mamy też jeszcze małą niespodziankę, ale o tym będziemy informować na bieżąco. Stworzyliśmy też profil „Kielce w neonach” na Facebooku. Tam informujemy o historii kieleckich neonów, bo to jest historia miasta opowiedziana poprzez instalacje świetlne. To bardzo ciekawe jak kiedyś wyglądało miasto. Tam też będziemy informować o naszych kolejnych realizacjach – wyjaśnia.
Radna Anna Kibortt przypomina, że kiedyś w Kielcach funkcjonowało kilka neonów, które ubarwiały miejski krajobraz. Chwali też inicjatywę ich przywrócenia. – Przed laty wzbogacały koloryt miasta. Teraz byłyby klasycznym dodatkiem, zwłaszcza w kontekście tego, że chcemy porządkować przestrzeń publiczną. Dlatego ożywianie kieleckich neonów jest bardzo ciekawą inicjatywą, która wzbudza raczej tylko pozytywne emocje – mówi.
W ubiegłą sobotę, podczas Święta Kielc uruchomiono neon koszykarza, który znajduje się na ścianie hali sportowej przy ulicy Żytniej. Sfinansowany został z budżetu obywatelskiego. Jego koszt to 60 tys. zł.