„Relacje polsko-żydowskie w XX wieku. Badania – kontrowersje – perspektywy”. Pod takim hasłem Instytut Pamięci Narodowej wspólnie z Uniwersytetem Jana Kochanowskiego w Kielcach zorganizował debatę w ramach obchodów 76. rocznicy pogromu kieleckiego.
Dr Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki, który od lat bada okoliczności i przyczyny pogromu kieleckiego mówi m.in. o tzw. teorii sterowania społecznego. Zaznacza, że są nowe fakty dotyczące wydarzeń z 4 lipca 1946 roku. Pojawia się kilka postaci tworzących rodzaj fikcyjnego podziemia, jak np. człowiek o kryptonimie „kapitan Janek”.
– Wykorzystywany był nie tylko na tym terenie do pewnych działań propagandowych, klasycznej moim zdaniem akcji dezinformacyjnej. Ta osoba była w tamtych miesiącach wykorzystywana na Zachodzie w prasie – wyjaśnia historyk.
Prof. Julian Kwiek, autor książki wydanej w 2021 r. pt.: „Nie chcemy Żydów u siebie. Przejawy wrogości wobec Żydów w latach 1944-1947” zwrócił uwagę, że pogrom kielecki nie był pierwszym w tym czasie w Polsce. Pierwszy był w Rzeszowie, a kolejny w Krakowie. Jednak nie były tak tragiczne, jak w Kielcach. Powodów tych zajść było kilka. Na pewno można do nich zaliczyć demoralizację społeczeństwa wyniesioną z okresu okupacji.
– Większość Polaków widziała, co Niemcy robili z ludnością żydowską. Dlatego w części społeczeństwa istniało przekonanie, że Żydów można zabijać. Inny element to obawa przed zwrotem mienia. Sporo mienia ruchomego i nieruchomego dostało się w ręce polskie. Do tego dochodził pospolity bandytyzm, który nie był zjawiskiem odosobnionym w warunkach powojennych – wymienia naukowiec.
Dr Dorota Koczwańska-Kalita, naczelnik kieleckiej delegatury IPN podkreśla, że gdybyśmy przyjęli dotychczasowe ustalenia dotyczące tamtych wydarzeń, to prawdopodobnie nauka przyjęłaby, że tak musiało być i pogrom miał swoje korzenie w antysemityzmie, czy prowokacji esbeckiej. Jednak historia pokazuje, że tak nie było, bo formowanie się systemu komunistycznego miało swoje bardzo trudne oblicza. Ciekawe aspekty tego zdarzenia odsłaniają również dokumenty znajdujące się za granicą.
– Być może idąc tokiem tej myśli jesteśmy ciągle bliżej prawdy i być może uda się w jakiś sposób to odium, które ciąży na zdarzeniach w Kielcach zdjąć. Nie ulega wątpliwości, że tragedia zawsze pozostanie tragedią, ale jednak oblicze tego, co było przyczyną, jakie były motywy takich, a nie innych zachowań, to jest droga do prawdy – zwraca uwagę.
Za sprawą konsekwentnych poszukiwań archiwalnych udało się dotrzeć do nowych, nieznanych wcześniej źródeł, których analiza umożliwiła zweryfikowanie dotychczasowych ustaleń. Dotyczy to szczególnie niektórych jednostek, czy grup wojskowych. W świetle nowych ustaleń nie do utrzymania jest teza, iż zachowania części sił represji były tylko przypadkowym zbiegiem okoliczności. Zbyt często mieliśmy bowiem do czynienia z formułowaniem hipotez w oderwaniu od wiedzy o przedmiocie sprawy i z pominięciem analizy dokumentów istotnych dla interpretacji wydarzeń. Istotny jest też fakt, że wielu dyskutantów posługujących się terminem „prowokacja” traktuje go dosłownie i zbyt powierzchownie. Działania spontaniczne i prowokacyjne, które wystąpiły w trakcie pogromu, nie wyczerpują jednak problematyki „niejasności” dramatu w Kielcach. Rozpoznawane ostatnio wątki, jak stan bezpieczeństwa w mieście, w miesiącach poprzedzających zajścia, „niedoszacowana” rola grup wojskowych, nowe informacje związane z funkcjonowaniem Huty „Ludwików” odsłaniają warstwę przemilczeń i niedopowiedzeń oraz wskazują na konieczność analizy pogromu w kontekście budowania, z udziałem różnorodnych sił, systemu komunistycznego w Polsce.
Przy ulicy Planty 7 w Kielcach zginęło 37 Żydów i trzech Polaków, a 35 Żydów zostało rannych.