Przez cztery lata nikt nie usunął nielegalnych odpadów.
Pod koniec 2018 roku firma WRONEX zwiozła chemikalia do hali wynajętej w Wielkiejwsi pod Stęszewem. To między innymi toluen i ksylen w ponad stu pojemnikach, głównie beczkach o pojemności 200 litrów i zbiornikach typu „mauser” na 1000 litrów.
Mieszkaniec, który ma dom blisko hali, codziennie czuje drażniący zapach toksyn. „Skoro wydostają się na zewnątrz, to muszą komuś szkodzić” – mówi pan Ryszard.
– Wiadomo, że takie rozpuszczalniki w wyższych temperaturach zaczynają parować i sam widziałem, jak była tutaj jednostka ratownictwa chemicznego, kiedy panowie strażacy podchodzili do beczek, pokrywa jednej beczki wyleciała w powietrze. Strach się zrobił wielki, na szczęście nic się nie wydarzyło, to nie wybuchło – mówi mieszkaniec.
Wybuch toksyn może spowodować mała iskra lub włączenie świateł w magazynie. Samo ich wdychanie jest szkodliwe dla układu oddechowego i układu nerwowego człowieka. Kontrole hali przeprowadzał Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. „Pojemniki znajdywały się na paletach, w dwóch i trzech warstwach” – opisuje Sandra Wawrzyniak z WIOŚ.
– Większość opakowań była zafoliowana, z pojemników były usunięte napisy identyfikujące, w jednej z hal w dwóch miejscach stwierdzono wycieki substancji. Z uwagi na fakt, że pojemniki znajdują się wewnątrz hali magazynowej, na wybetonowanej posadzce, nie doszło do zanieczyszczenia środowiska, a więc nie było takiej potrzeby, żeby przeprowadzać badania gleby i ziemi, ani wód gruntowych wokół budynku – tłumaczy Sandra Wawrzyniak.
Za usunięcie odpadów odpowiedzialna jest gmina. Burmistrz Stęszewa nakazał w 2019 roku ich likwidację. Dotychczas nie udało się jednak tego wyegzekwować od sprawców. Trzej przedsiębiorcy zostali skazani za nielegalne składowanie odpadów, zniszczenie wynajętego magazynu, a także spowodowanie zagrożenia wybuchu i rozprzestrzeniania się toksyn. Dostali karę od 2 do 3 lat więzienia i 50 tys. zł nawiązki dla gminy.
Takie toksyny należy spalić w odpowiedniej instalacji. Koszty transportu i utylizacji takiej ilości substancji mogą sięgać wielu milionów złotych. Jak przekazał nam burmistrz Stęszewa, gmina nie ma na to pieniędzy i w 2020 roku zwróciła się o pomoc między innymi do premiera, ministerstwa środowiska i wojewody wielkopolskiego. W zeszłym roku burmistrz ponowił prośbę do wojewody. Stęszew cały czas nie dostał wsparcia.