Dr Beata Polit, na co dzień kierownik działu archeologii Muzeum Narodowego w Kielcach napisała książkę poświęconą problematyce biżuterii kultury późnoscytyjskiej i sarmackiej z obszaru północnych wybrzeży Morza Czarnego. Publikacja powstawała w cieniu rodzącego się konfliktu na Ukrainie.
Jak mówi autorka, książka jest efektem wieloletnich badań nad problemem dotyczącym okresu sarmackiego na Krymie.
– Mówiąc o okresie sarmackim mam tutaj na myśli czas od II w. przed Chrystusem do IV w. po Chrystusie, kiedy na Krymie funkcjonowały kolonie greckie, nadczarnomorskie oraz przede wszystkim żyła ludność kultury późnoscytyjskiej i sarmackiej, czyli ludność iranojęzyczna, która z bycia koczownikami przeszła na osiadły tryb życia na Krymie – wyjaśnia.
Marzenie archeologa
Zainteresowanie tematem pojawiło się, kiedy Beata Polit była jeszcze studentką studiów magisterskich w instytucie archeologii Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie. Wtedy po raz pierwszy pojechała na Krym.
– Na badania, które prowadził prof. Igor Chrapunov, ówczesny pracownik instytutu, wielki badacz kultury sarmackiej. Przez przypadek trafiłam na fenomenalne stanowisko, które badał pan profesor. To jest cmentarzysko, o którym marzy każdy archeolog, nie tylko ze względu na zabytki, które mogliśmy tam odkopać, ale także z racji obrządku pogrzebowego, jaki mogliśmy rozpoznać dzięki tym badaniom – tłumaczy.
Potem były kolejne wyjazdy. Co rok Beata Polit pojawiała się na Krymie. Czas ten wspomina bardzo dobrze.
– Na miejscu, przeliczając razem, spędziłam trzy lata mojego życia. Często mieszkając w namiocie, w lesie, bo badania były prowadzone daleko od miasta. Spaliśmy dwa miesiące w lesie, myliśmy się w rzece, ale atmosfera była zachwycająca. Nie byliśmy zespołem, byliśmy rodziną. Profesor zapewniał nam posiłek trzy razy dziennie, co było bardzo ważne. Koleżanka, Tatarka, która tam była kucharką, serwowała nam kuchnię tatarsko-krymską, gotując dla 50 osób w wielkim naczyniu na ogniu! Wspomnień mam bardzo wiele, dobrych, egzotycznych. Był to także czas wielkich odkryć. Było to wszystko, co każdy archeolog chciałby przeżyć – podkreśla.
Wyzwanie logistyczne
Dodaje, że Krym jest muzeum pod otwartym niebem, fenomenalnym, jeśli chodzi o wykopaliska archeologiczne.
W grupie pojawiali się Skandynawowie, przez dwa lata przyjeżdżali studenci z UMCS, ale jak podkreśla, większość zespołu stanowili mieszkańcy Krymu, którzy identyfikowali się z Ukrainą. Kielczanka w tym gronie długo była jedyną Polką.
– Z sezonu na sezon stawałam się częścią zespołu. Dlatego po skończeniu studiów magisterskich prof. Chrapunov zaproponował mi realizację tematu dotyczącego biżuterii z okresu sarmackiego. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ już wtedy wiedziałam, że to jest olbrzymi temat, do tej pory nieopracowany, fantastyczny ze względu na piękno tej biżuterii. Stwierdziłam: dobra, czemu nie? – mówi.
Wspólnie z profesorem zakreślili kierunek działań. Życie jednak szybko zweryfikowało plan, i zamierzenia, które dobrze wyglądały na papierze, w realizacji okazały się o wiele trudniejsze.
– Już na wstępie przekonałam się, dlaczego nikt tego tematu, do tej pory, nie realizował. Kolekcja krymska jest kolekcją, która nie miała szczęścia, ponieważ w związku z tym, że z powodów politycznych Krym przechodził w różne ręce, kolekcja jest porozrzucana po różnych miejscach. Aby opracować ten temat musiałam zobaczyć wszystkie zabytki niepublikowane do tej pory, więc musiałam odwiedzić wszystkie muzea na Krymie, w Petersburgu, w Moskwie, w Kijowie, a także dostać się do materiałów archiwalnych, do tej pory niepublikowanych dzienników badań. Dzięki życzliwości wielu badaczy, zarówno z Ukrainy, jak i z Rosji udało mi się dostać i zebrać ogromną bazę źródłową, która sięgała ponad 3,5 tys. zabytków. To jest naprawdę duży materiał, który mnie przeraził w pierwszej chwili – stwierdza archeolog.
Dwie symboliczne daty
Kwerenda zakończyła się w 2014 roku. To czas aneksji Krymu przez Rosję.
– Wtedy ostatni raz pojechałam na Krym – opowiada. – Opracowywałam zabytki w muzeum w Sewastopolu. Można powiedzieć, że wyjeżdżałam z Krymu ostatnim pociągiem.
Beata Polit przyznaje, że miała chwilę załamania, czy uda się jej dokończyć pracę.
– Trochę czasu minęło zanim zdecydowałam się usiąść i opracować materiał, bo nie wiedziałam co dalej, czy uda mi się zrealizować ten temat, jeśli nie mogę już pojechać na Krym. Ale baza źródłowa została zebrana i mogłam dalej pracować. Po wielu latach napisałam książkę, która jest częścią mojego ogromnego doktoratu, obronionego w zeszłym roku w instytucie archeologii Uniwersytetu Rzeszowskiego. Książka ta została wysłana do druku parę dni przed wybuchem wojny na Ukrainie. Otwarcie pisania i zamknięcie pracy wyznaczają symboliczne daty – zaznacza.
Na prawie 430 stronach przedstawionych zostało około 3,5 tys. precjozów, takich jak kolczyki, bransolety, czy pierścionki, datowane na okres od II w. przed Chrystusem do IV w. po Chrystusie.
– Dopełnieniem tej książki są zdjęcia, które udało mi się wykonać, rysunki, a co najważniejsze część z tych zabytków udało mi się wydobyć własnoręcznie, spędzając prawie siedem sezonów, przez siedem lat na Krymie – zaznacza.
Na potrzeby pracy naukowej, Beata Polit poznała język rosyjski. Żartuje, że kiedy musiała się go uczyć na studiach, dość pobieżnie go potraktowała.
– Po wyjeździe na Krym, kiedy zdałam sobie sprawę, że chcę tu prowadzić dalsze badania, zaczęłam czytać literaturę rosyjskojęzyczną. Początkowo ze ściągawką z cyrylicy, z pomocą słownika. Aż okazało się, że sobie radzę. Pomogły mi też rozmowy z innymi studentami w czasie badań – mówi.
Pomoc dla innych badaczy
Realizacja projektu była możliwa m.in. dzięki finansowaniu przez Narodowe Centrum Nauki. Wsparcie uzyskała od kolegów z Ukrainy i Rosji, którzy pomagali jej w zdobywaniu materiałów, a także od prof. Igora Chrapunova, który przekazał kielczance część swoich niepublikowanych badań. Na życzliwość mogła liczyć także ze strony dyrekcji Muzeum Narodowego w Kielcach.
Beata Polit obroniła doktorat w 2021 roku, a w tym roku światło dzienne ujrzała książka.
Publikacja, zatytułowana: „Jewellery of the Barbarian Societies from the Crimea in the Sarmatian Period. Earrings, Bracelets, Band, Rings and finger Rings” spotkała się z dobrym odbiorem w środowisku archeologów.
Dr hab. Barbara Niezabitowska-Wiśniewska z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie zwraca uwagę, że publikacja ta jest niezwykła z kilku powodów.
– Po pierwsze poświęcona jest materiałom z terenu Krymu. Wiemy, że dziś ten obszar nie tylko dla nas Polaków jest niedostępny, więc przez długie lata nie będziemy mieć dostępu do materiałów archeologicznych. Na uwagę także zasługuje fakt, że pani Beata większość tego materiału widziała na własne oczy, więc jest to praca wiarygodna, bo nie jest oparta tylko o literaturę czy o kiepsko wykonane rysunki archeologiczne, bo i takie się zdarzają, szczególnie z lat 60. czy 70. XX wieku – zauważa.
Dr hab. Barbara Niezabitowska-Wiśniewska podkreśla także nakład wykonanej pracy.
– To jest materiał bardzo niewdzięczny, często źle zachowany, albo niewiele mówiący przeciętnemu człowiekowi. Pani Beata wyciągnęła z tego wszystko, co było można i zrobiła po raz pierwszy porządek z biżuterią późnoscytyjską z obszaru Krymu. Do tej pory musieliśmy bazować na wyrywkowych publikacjach z poszczególnych stanowisk, a pani Beata zebrała to razem. Oprócz tego opracowała własną klasyfikację tych zabytków, która myślę, że będzie wykorzystywana przez wiele lat, a nawet jeśli się kiedyś zdezaktualizuje, bo jest to możliwe w archeologii, to na pewno nie zdezaktualizuje się jej katalog, który jest, moim zdaniem, tą najważniejszą częścią pracy – zaznacza.
Książka jest napisana w języku angielskim, co również jest jej dużym walorem, bo z przedstawionych materiałów może korzystać szerszy krąg naukowców.