– Oni uważają, że Polacy nie pamiętają ostatnich lat, nie pamiętają ich wypowiedzi i tego, jak próbowali nas w tamtym okresie uciszyć. To pokazuje brak jakiegokolwiek pomysłu na debatę merytoryczną. Dlatego próbują przypisywać nas do Putina, który pół roku temu rozpoczął wojnę. Wojnę, przed którą my od dawna przestrzegaliśmy. Podłączanie nas wizerunkowo do zbrodniarza wojennego, przed którym przez lata ostrzegaliśmy, jest dla nich wygodne. Ale to jest przede wszystkim obraza dla inteligencji Polaków – mówi portalowi wPolityce.pl europoseł Prawa i Sprawiedliwości Dominik Tarczyński.Od co najmniej kilku lat politycy i zwolennicy opozycji, ale również dziennikarze części polskich mediów, oskarżają Prawo i Sprawiedliwość o sprzyjanie putinowskiej Rosji. Oskarżenia w ostatnich dniach przybierają na sile w związku z podejmowanymi przez Polskę staraniami o reparacje od Niemiec, jak również – wypowiedzią premiera Morawieckiego dla tygodnika „Sieci” o powrocie do relacji z Węgrami w ramach Grupy Wyszehradzkiej i Unii Europejskiej. Jak skomentowałby Pan tego rodzaju sugestie wysuwane przez Platformę Obywatelską, ale również część polityków Lewicy?
Zastanawiam się, jak poważnie skomentować wypowiedzi polityków, którzy robią z siebie, mówiąc wprost, klaunów. Jak można poważnie traktować człowieka, który od lat współpracuje – pośrednio lub bezpośrednio z Rosją, wspiera jej działania – tak w polityce zagranicznej, jak i w kwestiach energetycznych?
Jak można realnie odnosić się do absurdalnych zarzutów? Bo zarzutów merytorycznych nie ma, więc lepiej nazwać kogoś „ludźmi Putina”.
Nie da się traktować takich sugestii racjonalnie, ponieważ przede wszystkim to Prawo i Sprawiedliwość od początku przestrzegało przed Putinem i związanym z jego działaniami zagrożeniem militarnym i energetycznym. To my przez lata sprzeciwialiśmy się Nord Stream 2, w odróżnieniu od Platformy Obywatelskiej. To my przestrzegaliśmy, że Europa stanie się zakładnikiem Putina i wskazywaliśmy, że putinowska Rosja jest realnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Europy.
I wtedy to oni mówili o nas, że jesteśmy rusofobami. Przecież to była narracja Platformy Obywatelskiej przez wiele lat, że Prawo i Sprawiedliwość, oprócz „fobii antyniemieckiej” cierpi również na „rusofobię”. Teraz nagle mówią, że jesteśmy „ludźmi Putina”.
Pamiętam jeszcze z rozmów ze zwolennikami Platformy Obywatelskiej z czasów rządów tej formacji. Niektórzy jej wyborcy wręcz obawiali się, że kiedy PiS dojdzie do władzy, to wywoła wojnę z Rosją. Wszystkie wypowiedzi polityków PiS na temat Federacji Rosyjskiej, jeszcze wcześniej – działania prezydenta Lecha Kaczyńskiego – były odbierane przez polityków i dziennikarzy ze środowiska dzisiejszej opozycji jako „niepotrzebne drażnienie” Putina.
Oni uważają, że Polacy nie pamiętają ostatnich lat, nie pamiętają ich wypowiedzi i tego, jak próbowali nas w tamtym okresie uciszyć. To pokazuje brak jakiegokolwiek pomysłu na debatę merytoryczną. Dlatego próbują przypisywać nas do Putina, który pół roku temu rozpoczął wojnę. Wojnę, przed którą my od dawna przestrzegaliśmy. Podłączanie nas wizerunkowo do zbrodniarza wojennego, przed którym przez lata ostrzegaliśmy, jest dla nich wygodne. Ale to jest przede wszystkim obraza dla inteligencji Polaków. Politycy opozycji w ten sposób ośmieszają się i robią z siebie ludzi niepoważnych.
W czasach rządów koalicji PO-PSL, ale również już na początku pierwszej kadencji rządów PiS, narracja o „niepotrzebnym drażnieniu Putina”, „straszeniu Rosją” czy właśnie „rusofobii” prezentowanej przez formację Jarosława Kaczyńskiego nierzadko wychodziła ze środowiska „Gazety Wyborczej”. Tej samej, która w 2009 r., po pierwszych zbrodniach Putina, chociażby inwazji na Gruzję, publikowała list rosyjskiego przywódcy do Polaków z okazji rocznicy II wojny światowej. Dlaczego dziś to samo środowisko „Gazety Wyborczej” sugeruje, że ubieganie się o reparacje od Niemiec, a nie od Federacji Rosyjskiej, jest działaniem w interesie Kremla?
A przecież to nie my, tylko „Gazeta Wyborcza” zachęcała do palenia świeczek sowieckim żołnierzom. Pamiętam Wajdę zapalającego znicze i różnego rodzaju akcje upamiętniające Sowietów. Tych elementów prorosyjskich było multum. Multum! Odnoszenie się do tego, dyskutowanie, udowodnianie, że nie jesteśmy wielbłądem, jest poniżej jakiegokolwiek poziomu.
Kiedy przypomnimy sobie wypowiedzi i działania Tuska, głosowania posłów Platformy czy jej przedstawicieli w Parlamencie Europejskim, jest to widoczne.
To my chcieliśmy Via Carpatia, a Pitera i Wałęsa głosowali przeciw. To my byliśmy przeciwko Nord Stream 2, kiedy Sikorski twierdził, że powinniśmy się do tego projektu przyłączyć i nazywał nas „frajerami”. Takich przykładów jest po prostu setki. I teraz oni próbują nam mówić, że jesteśmy ludźmi Putina. To jest jakiś absurd, zamiana ról, próba wykreowania rzeczywistości, która nie istnieje.
Sugerowanie, że rząd kraju tak bardzo zaangażowanego w pomoc Ukrainie (a pomoc wychodzi, zarówno od „zwykłych” obywateli, jak i polityków i obozu rządzącego), w jakikolwiek sposób wspiera Putina, wygląda też trochę na próbę osłabienia relacji między Warszawą a Kijowem, podkopania zaufania Ukraińców do Polaków. Czy tego rodzaju kłamstwa polityków opozycji mogą być niebezpieczne, zwłaszcza w sytuacji, gdy w Polsce przebywa tak wielu uchodźców z Ukrainy i gdy nasz kraj na nowo układa relacje z tym sąsiadem?
Oczywiście, że jest to niebezpieczne dla Polski. Nie tylko, gdy spojrzymy na to przez pryzmat relacji z Ukrainą, ale również innych naszych sojuszy międzynarodowych, np. z NATO. Ten rezonans jednak jest i ta narracja znajdzie gdzieś tam swój przyczółek.
Narracja opozycji dotycząca reparacji współbrzmi zresztą z narracją niemiecką. I kiedy zajdzie taka potrzeba, odpowiednie siły będą powoływać się właśnie na wypowiedzi polskich polityków, a dokładniej opozycji.
Będą te wypowiedzi wykorzystywane przeciwko Polsce. Jest to realny problem i o tym mówimy, że jest to zachowanie szkodliwe dla Polski. Polacy to widzą i odpowiednio ocenią przy wyborach.
Skoro wspomina Pan o reparacjach, to również w tym kontekście ze strony opozycji padają pytania: „no dobrze, a dlaczego PiS nie ubiega się o reparacje także od Rosji?”. Na ile widać w tym jakikolwiek sens, nie tylko zważywszy na fakt, że ZSRR był w II wojnie światowej stroną zwycięską, ale również na to, jakim państwem jest obecnie Rosja?
Gdyby znali historię i prawo międzynarodowe, wiedzieliby, jakie były ustalenia w Poczdamie. Otóż państwo, które przegrywa wojnę, jest odpowiedzialne za reparacje. Inaczej niż w przypadku I wojny światowej, w II wojnie kapitulacja była bezwarunkowa. Co więcej – według ustaleń aliantów po 1945 r. były dwa sposoby zadośćuczynienia. Pierwszym były reparacje, a drugim – utrata ziem przez Niemcy. Nie działało to na zasadzie „coś za coś”, ale były to równoległe wymogi.
Gdyby wiedzieli, że dotyczy to państw, które przegrały wojnę, gdyby wiedzieli, jakie były ustalenia w Poczdamie i jak zakończyła się II wojna światowa – a zakończyła się, jak już mówiłem, kapitulacją bezwarunkową, i jakie były ustalenia na temat ziem utraconych plus reparacji, to nie opowiadaliby bredni.
Ci ludzie powinni się dokształcić, poczytać trochę książek historycznych – zapraszam, niech sobie przeczytają podręcznik do HiT prof. Wojciecha Roszkowskiego – może to da im choć minimum wiedzy i w końcu przestaną się ośmieszać.
A może wypowiedzi o tym, że powinniśmy żądać reparacji od Rosji, mają charakter jedynie prowokacyjny lub po prostu pasują politykom opozycji i dziennikarzom „Gazety Wyborczej” do narracji pt. „PiS to ludzie Putina”?
Tak samo słyszymy na świecie sformułowania o „polskich obozach zagłady”. Teraz słyszymy o tym, że rzekomo wspieramy Putina. To jest język kłamstwa i manipulacji, sekciarski język, który ma sprowadzać na manowce, ale on tak naprawdę nie wyrządzi nam w Polsce wielkiej szkody. Wyrządzi ją za to na świecie. Ludzie w różnych częściach świata jednak słuchają tego rodzaju wypowiedzi, a ci z nich, którzy są Polsce nieprzyjaźni, będą je wykorzystywać i próbować osłabiać pozycję naszego kraju. Opozycja zdaje sobie z tego sprawę i właśnie dlatego jest to szkodliwe. W imię walki wewnętrznej szkodzą Polsce na zewnątrz. To jest bardzo poważny problem. I dlatego nie mogą powrócić do władzy, ponieważ zrobią wszystko, aby umacniać własną partię, a nie Polskę.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozm. Joanna Jaszczuk