– Nie ukrywam, że pracowaliśmy nad tym – powiedział trener Korony Leszek Ojrzyński, zapytany o problemy jego piłkarzy z przepisową grą we własnej „szesnastce”. Przeciwko kieleckiej drużynie sędziowie podyktowali w tym sezonie PKO BP Ekstraklasy już cztery rzuty karne, wszystkie za zagranie ręką któregoś z zawodników.
W meczu z Wartą Poznań takiego błędu nie ustrzegł się Adrian Danek, w starciu z Miedzią Legnica Adam Deja, a w ostatnim spotkaniu w Białymstoku z Jagiellonią, ręką zatrzymywali futbolówkę Kyryło Petrow i Jacek Podgórski.
– W ferworze walki, nawet w grze wewnętrznej, był rzut karny właśnie za takie zagranie. Można trenować, robić pewne rzeczy, ale trzeba sobie także zakodować w głowie – w polu karnym trzymam ręce z tyłu. Wówczas szansa na rzut karny jest o wiele mniejsza, czy nawet prawie zerowa. Przecież straciliśmy już w ten sposób cztery bramki, a mogła być odgwizdana jeszcze jedna taka sytuacja. To jest naprawdę bardzo dużo. Dlatego trzeba sobie uświadomić i wiedzieć, że w akcjach obronnych nie możemy popełniać tego błędu. Miarka i tak już się przebrała – uważa Leszek Ojrzyński.
Korona Kielce straciła w tym sezonie siedemnaście bramek, w tym cztery z rzutów karnych. Przeciwko żadnej z drużyn elity nie podyktowano w rundzie jesiennej tylu „jedenastek”.