Na początku całym moim światem był jazz. Jeszcze nie skończyłam muzycznej szkoły a już komponowałam melodie. Były to ballady jazzowe śpiewane scatem. Do jednej z nich Ewa Rzemieniecka napisała poetycki tekst. Równie „zakręcony” jak dziwna, nietypowa, jazzująca melodia.
Piosenka wylądowała w 1962 roku na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie, w wykonaniu H. Majdaniec i wygrała festiwal. Miała dziwny tytuł „Eurydyki tańczące”. Do dzisiaj nie wiem o co chodzi w tekście, ale wszyscy byli zgodni co do tego, że jest to poezja. Możliwe, że zapomniano by o tym utworze, ale nie, ponieważ nadeszła era gwiazdy. Piosenkę zaśpiewała Anna German na festiwalu w Opolu, a potem w Sopocie i wszyscy zwariowali z zachwytu. Anna nie śpiewała jak diwa operowa, jak gwiazda musicalowa, czy wokalistka jazzowa, ale jak… nie wiem jak ten niesamowity głos określić. Był piękny o niespotykanej barwie. Gdziekolwiek śpiewała Eurydyki – wygrywała. Była muzycznym zjawiskiem. Wszystkie wokalistki, które śpiewały Eurydyki naśladowały jej głos i interpretację. Bezskutecznie. Bo Eurydyki Ani były niepowtarzalne. Mogła podbić świat. W 1967 PAGART (jedyny eksporter polskich artystów za granicę) wytypował Eurydyki do udziału w dwóch prestiżowych festiwalach: Tokio i Rio de Janeiro. Światowa kariera tej piosenki była jak gdyby przesądzona. Niestety miesiąc przed naszym wyjazdem Ania miała wypadek samochodowy we Włoszech. Do śpiewania wróciła po długiej przerwie. I tak po latach w rosyjskim rankingu światowych hitów Eurydyki znalazły się na pierwszym miejscu. Na tym historia Eurydyk jednak się nie kończy.
Wróćmy do lat 60-tych minionego wieku. Nastała era Beatelsów. Eurydyki nie mieściły się w kanonie przebojów ówczesnych czasów. Naprawdę przez te lata nigdy nie pasowały do żadnego obowiązującego stylu. Ani to pieśń, jazz czy piosenka, a nie schodziła z rynku.
W 2018 roku stanęliśmy przed koniecznością wykonania utworu na moim koncercie „Kod Mistrzów” i zagraliśmy inaczej. Kreacja Ani German była niezagrożona przez tyle lat, a teraz trzeba było zmierzyć się z ikoną i nie wpaść kolejny raz w powielanie niedoścignionego wzoru, który stał się zabytkowym reliktem przeszłości. Pierwotna kompozycja to była normalna, rytmiczna piosenka o jazzującej linii melodycznej, a bardzo „zakręcony” tekst nadał jej klimat odbiegający od ówczesnych standardów. Interpretacja Ani była tak wyrazista, że żadna wokalistka nie próbowała zrujnować wizerunku piosenki sprzed pół wieku. Powróciłam jednak do pierwotnej jazzowej wersji utworu. Nie wiem, czy moja wizja spodoba się odbiorcom, ale na pewno będzie inna.