Próbki ziemi z miejsca śmierci ofiar niemieckiego terroru pobrano dziś (środa, 1 lutego) w Jurkowie, w gminie Wiślica. 1 lutego 1944 roku, dziewięć osób zostało tam zamordowanych przez Niemców, po donosie rodziny wywodzącej się z komunistycznej PPR. Ziemię pobrali burmistrz Wiślicy, Jarosław Jaworski i wicewojewoda świętokrzyski, Rafał Nowak. Złożą ją w Kopcu Niepodległości w Krakowie, 5 sierpnia tego roku, podczas uroczystości wymarszu „Kadrówki”.
Dionizy Krawczyński, komendant marszu przypomina, że nad Nidą mieścił się dwór, który od początku okupacji niemieckiej był ważnym punktem na mapie konspiracyjnej. Jego zarządcą i jednym z poległych był Michał Skadłubowicz, żołnierz Legionów Polskich. Prawdopodobną przyczyną wydarzeń z 1 lutego 1944 roku był donos o konspiracyjnej działalności mieszkańców Jurkowa. Ówczesnej komendant granatowej policji przekazał go Niemcom. Po okolicy rozsiewano plotki, że zrobił to z zemsty. Jeden z młodych Skadłubowiczów miał zalecać się do jego żony.
– Już w nocy miejscowość została zajęta przez oddział niemieckich żandarmów. We wsi trwały aresztowania, otoczono też budynek dworu. Historia zakończyła się tragicznie – śmiercią 9 osób, które następnie zostały pogrzebane przy dworskiej oficynie, gdzie przeleżały 13 lat – opisuje Dionizy Krawczyński.
Ekshumację przeprowadzono dopiero w 1957 r. i przeniesiono ich do wspólnej mogiły na cmentarzu w Jurkowie. Dzięki Karolinie Trzaskowskiej-Kubasik, z Instytutu Pamięci Narodowej, ta historia została przypomniana na szerszą skalę. Jak mówi, lata 1943-44, to okres nasilenia terroru niemieckiego na terenie powiatu buskiego.
– Dzisiejsza uroczystość jest ważna dla IPN z tego powodu, że ofiarom terroru niemieckiego przewracana jest należna pamięć. W tym roku ukażą się dodatkowo dwie publikacje, w których tragedia w Jurkowie zostanie dokładnie opisana – zaznacza.
Wicewojewoda świętokrzyski Rafał Nowak podkreślił, że zginęli tam żołnierze Armii Krajowej, walcząc z Niemcami, po to, byśmy dzisiaj mogli cieszyć się wolną Polską.
– Jesteśmy tutaj po to, aby przywrócić pamięć o nich i żeby ta ziemia w, której leżeli przez wiele lat po zakończeniu wojny trafiła na kopiec Józefa Piłsudskiego, czyli tam gdzie składamy ziemię ze wszystkich pól bitewnych chwały oręża polskiego – podkreśla.
Burmistrz Wiślicy Jarosław Jaworski jest zbudowany tym, że są organizacje i ludzie, którzy pamiętają o bohaterskich działaniach mieszkańców sprzed lat.
– Wiemy, że była to walka konspiracyjna, nierówna. Ofiary terroru, choć wielokrotnie wzywane przez żandarmów do poddania się, odmawiały, walczyli do końca – mówi.
Po pobraniu ziemi, uczestnicy udali się na miejscowy cmentarz. Na mogile zbiorowej ofiar Niemców złożono znicze i oddano hołd poległym. W planach jest także uzupełnienie inskrypcji znajdującej się na nagrobku o historię Michała Skadłubowicza – żołnierza marszałka Piłsudskiego.
Jak podają źródła historyczne, Niemcy nakazali Michałowi Skadłubowiczowi rozebrać się. Ten odmówił, twierdząc, że jest żołnierzem Legionów Polskich i takie zachowanie urąga jego honorowi. Został dotkliwie pobity trzcinową lagą, zmiażdżono mu nos oraz wybito zęby. Na koniec zastrzelono go strzałem w głowę.
Ostatecznie dwór został podpalony. Gdy budynek stanął w ogniu, rozległ się z jego wnętrza śpiew „Jeszcze Polska nie zginęła”, a także „Rota”. Trójka dzieci legionisty oraz dwóch partyzantów nie chcąc dostać się w ręce wroga, popełnili samobójstwo. Żona Skadłubowicza została zabita siekierą, następnie Niemcy skakali po niej, rozgniatając jej ciało butami. Z kolei teściowa została zabita strzałem w głowę.