Mija 25-lecie zjazdu z taśmy montażowej ostatniego Żuka. W sumie w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie powstało ich prawie 600 tys.
– W całej Europie nie było lepszego samochodu do małego handlu – mówi Jan Kot, były szef działu kontroli w lubelskiej FSC. – Był zwinny, oparty na bazie elementów samochodu osobowego. Zawieszenie było takie jak w samochodzie osobowym. To był samochód niski, czyli łatwy do załadunku.
Żuki były konstrukcyjnie zbliżone do Warszawy M-20 i miały podobne wady.
– Wysokie spalanie sięgające 20 litrów i problemy z dogrzewaniem kabiny – precyzuje Krzysztof Skorupski, właściciel jednej z lubelskich kaszarni, który Żuków miał kilkanaście. – Jak gdzieś jechałem i nóżka zmarzła, bo nagrzewnica była od strony kierowcy, z lewej strony, to kluczem od kół naciskało się na pedał gazu, a prawą nóżkę się podgrzewało.
Żuki były eksportowane do większości krajów na świecie. Wciąż jeżdżące samochody można spotkać w Egipcie, na Kubie czy w Albanii.