Z całego zasobu słownictwa języka polskiego każdy może wykorzystywać te formy, które są najbliższe jego indywidualnemu sposobowi myślenia. – Kobiety, które chcą używać feminatywów w określaniu swojego zawodu, mają do tego pełne prawo – powiedziała prof. Aldona Skudrzyk.
Językoznawczyni i socjolingwistka z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Śląskiego dodała, że kontrowersje i spory wokół stosowania feminatywów nie mają podłoża językowego, ale dotyczą bardziej spraw światopoglądowych, ideowych i politycznych.
– W języku polskim nie ma reguł dotyczących stosowania feminatywów – tak samo, jak nie ma reguł stosowania nowo powstałych wyrazów, które są nam potrzebne w danym momencie, z uwagi na zmieniającą się rzeczywistość. Język jest tworem społecznym, który działa tak, że jeśli jest taka potrzeba, konieczność i chęć – daje nam możliwości słowotwórcze – podkreśliła.
Feminatywy, czyli formy żeńskie, nie są novum w języku polskim. – Co ciekawe, we wszystkich, łącznie z najnowszym, tłumaczeniach Biblii, która jest podstawą kultury chrześcijańskiej, znajdziemy prorokinię Annę – podała ekspertka.
Magistra, doktorka, profesorka…
Prof. Skudrzyk przypomniała, że to w XIX wieku, gdy kobiety zaczęły domagać się równych praw, w języku zaczęły się pojawiać częściej formy żeńskie, które z czasem się upowszechniały. Początek XX wieku to rozkwit feminatywów – kobiety manifestowały, że wręcz nie życzą sobie używania form męskich w określaniu ich zawodów. W czasie międzywojnia nie dziwiły takie formy, jak np. magistra, doktorka czy profesorka.
– W czasach powojennych feminatywy przestały być używane, jednak nie ze względów językowych, ale bardziej ideowych czy politycznych. Podkreślano wtedy, że nazwy męskie niosą ze sobą większy prestiż społeczny, a ich używanie przez kobiety dodawało im wartości – powiedziała językoznawczyni.
Dzisiaj językoznawcy postulują indywidualne podejście do stosowania form żeńskich.
– Już przed dekadą, w 2012 roku, Rada Języka Polskiego wydała stanowisko, w którym wskazano, że tworzenie i funkcjonowanie feminatywów zależy wyłącznie od użytkowników języka, od społecznej akceptacji lub społecznej niechęci. Ten rodzaj bariery wydaje się językoznawcom najistotniejszy – nie jest nią bowiem ani obawa o homonimię (typu kominiarz – kominiarka, pilot – pilotka), ani trudności wymawianiowe – osławiona już architektka po kilkukrotnym wypowiedzeniu nie staje się artykulacyjnie tak trudna. Sprawa pozostaje na poziomie indywidualnych wyborów, indywidualnej kultury i – jak się okazuje – indywidualnych poglądów – powiedziała prof. Skudrzyk.
Stosowanie feminatywów budzi wiele kontrowersji
Językoznawczyni dodała, że choć stosowanie feminatywów wciąż budzi wiele kontrowersji, to nie są one związane z kwestiami językowymi.
– Język jest tworem społecznym, naszym wspólnym dobrem. W związku z tym można go wykorzystywać do różnych celów – nie tylko komunikatywnych, ale też np. do sporów ideowych czy politycznych. Tutaj mamy właśnie taki przykład, gdy kobiety stosujące feminatywy bywają określane mianem lewaczek i feministek, w negatywnym tych słów znaczeniu – powiedziała prof. Skudrzyk.
W 2019 roku Rada Języka Polskiego ponownie zasugerowała, by prawo do stosowania nazw żeńskich zostawić mówiącym, „pamiętając, że obok nagłaśnianych ostatnio w mediach wezwań do tworzenia feminatywów istnieje opór przed ich stosowaniem”. „Nie wszyscy będą mówić o kobiecie: gościni czy profesorka, nawet jeśli ona sama wyartykułuje takie oczekiwanie” – podkreślono w opinii.
Kobiety mają prawo zdecydować
Decyzja, jak określać stanowisko kobiety i jak się do niej zwracać, powinna wiec należeć do samej zainteresowanej.
– Każdy z nas ma do dyspozycji cały zasób słownictwa języka polskiego i wykorzystuje te formy, które są zgodne z jego indywidualnym sposobem myślenia. Kobiety mają prawo zdecydować, jakich form chcą używać. Ja na przykład mówię, że jestem profesorem nauk humanistycznych, a jednocześnie językoznawczynią i socjolingwistką. Może i nie ma tu konsekwencji gramatycznej, ale taki jest mój wybór – powiedziała.
Dodała, że kobiety powinny nauczyć się deklarować, jak chcą, by się do nich zwracać, choć jednocześnie nie powinny mieć pretensji, jeśli rozmówca zwróci się do nich w innej formie.
– Rozmawiamy z wieloma osobami, popełniającymi kardynalne błędy językowe, a jednak ich nie poprawiamy w trakcie konwersacji. Dlatego nie obrażajmy się, gdy ktoś się zwróci do nas w innej formie, niż sobie tego byśmy życzyły – wskazała.
W ocenie językoznawczyni, w świecie zachodnim zauważa się ogólną tendencję, by eksponować swoją tożsamość poprzez język. Przykładem mogą być właśnie feminatywy lub choćby neutratywy, czyli szukanie neutralnej formy językowej dla osób niebinarnych.
Język polski – asymetryczny, jeśli chodzi o płeć
Język polski jest jednym z najbardziej asymetrycznych języków, jeśli chodzi o kategorię płci.
– Feminatywy są jednym ze sposobów wyrównania tych różnic. Co więcej, zmiana kulturowa idzie w tym kierunku, że być może zaczniemy powszechniej tworzyć nazwy męskie od żeńskich np. w sfeminizowanych zawodach. Już dziś zastanawiamy się przecież, jak nazwać wychowawcę przedszkolnego – przedszkolanek? – powiedziała.
– Prognozowanie trendów w języku jest bardzo trudne. Językoznawcy nie narzucają swoich kierunków, mogą je jedynie opiniować, komentować. Myślę jednak, że z czasem będziemy się przyzwyczajać do tych form żeńskich, które z biegiem lat będą się rozpowszechniać. Należy pamiętać, że język oddziałuje na społeczność, a społeczność oddziałuje na język. To oznacza, że jeśli będzie taka społeczna potrzeba, feminatywy na stałe zagoszczą w naszym języku – podsumowała prof. Aldona Skudrzyk.