Motorniczy tramwaju, pod którym zginął chłopiec usłyszał zarzut umyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym i przepisów Instrukcji dla pracowników Tramwajów Warszawskich oraz nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym – poinformowała rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga prok. Katarzyna Skrzeczkowska.
Według ustaleń śledczych, mężczyzna w trakcie jazdy korzystał z telefonu i słuchawek. „Nieprawidłowo obserwował zdarzenia zachodzące w obrębie ostatnich drzwi, a po zamknięciu drzwi nie upewnił się czy ruszenie z przystanku nie spowoduje zagrożenia dla pasażerów wysiadających i znajdujących się na przystanku” – wyjaśniła Skrzeczkowska. „Na ocenę sytuacji wokół tramwaju poświecił zbyt mało czasu” – dodała.
Podejrzany nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień.
Do tragedii doszło w połowie sierpnia na linii 18 na ul. Jagiellońskiej przy przystanku Batalionu „Platerówek”. Uczestniczył w nim tramwaj starego typu – Konstal 105 – jadący w kierunku pętli Żerań FSO. 4-letnie dziecko zostało pociągnięte przez tramwaj wzdłuż torowiska. Prawdopodobnie zostało przytrzaśnięte drzwiami. Chłopiec zmarł.
Do tragedii doszło w momencie, kiedy dziecko wysiadało razem z babcią z ostatniego wagonu.
Jak informował wtedy rzecznik Tramwajów Warszawskich Maciej Dutkiewicz, wagon jest sprawny technicznie, ma ważny przegląd techniczny. Sprawne były też systemy zapobiegające przytrzaśnięciu pasażera i ruszenia z otwartymi drzwiami. Prawidłowo zadziałał hamulec bezpieczeństwa. „Z analizy zapisu urządzeń rejestrujących tramwaju wynika, że zahamował po użyciu hamulca bezpieczeństwa na dystansie 28 metrów w około 4 sekundy” – powiedział Dutkiewicz.
Motorniczy ma za sobą 14 lat doświadczenia w pracy.