– Zdecydowania większość zbrodniarzy niemieckich nigdy nie stanęła przed sądem – mówią historycy z kieleckiej delegatury Instytutu Pamięci Narodowej.
Dr Dorota Koczwańska-Kalita, naczelnik kieleckiej delegatury IPN przypomina, że instytucja od momentu powstania zajmuje się tematyką ścigania zbrodni przeciwko narodowi polskiemu. Wystawa na Placu Artystów podejmuje pytanie, dlaczego wielu niemieckich zbrodniarzy nigdy nie osądzono.
– Odbywały się pewne procesy, a jednak zbrodniarze byli uniewinniani. Gdzie się ukrywali? Kto w ogóle pozwalał na to, żeby taka sytuacja miała miejsce? Ekspozycja podejmuje też wątek, czy zbrodniarze zabójstwa cywilów podczas Powstania Warszawskiego zostali osądzeni. Wartością tej wystawy jest to, że my wychodzimy poza kwestie samej Polski. Panu doktorowi udało się zgromadzić ogromny materiał z archiwów, bibliotek i muzeów całego świata, dzięki czemu pokazujemy skalę, bo ci zbrodniarze byli sądzeni w różnych krajach, gdzie dokonywali zbrodni – podkreśla.
Autor wystawy, dr Michał Zawisza z kieleckiej delegatury IPN mówi, że wystawa pokazuje zakres rozliczeń.
– Mamy wiele unikatowych fotografii z sal sądowych, właściwie ze wszystkich krajów europejskich. Jeszcze większą wartością jest pokazywanie zbrodniarzy już w okresie powojennym. Mamy unikatowe zdjęcia osób uwikłanych w przestępstwa, które powinny być sądzone, a które z różnych powodów uniknęły odpowiedzialności. Są to osoby dosyć znane, choćby Jozef Mengele, lekarz z KL Auschwitz- Birkenau, czy też Heinza Reinefartha, który po wojnie robił karierę polityczną. Ale mamy też szereg osób mniej znanych, i pokazujemy w jakich okolicznościach doszło do tego, że uniknęli odpowiedzialności – wymienia.
Historyk podkreśla, że zdecydowana większość zbrodniarzy nigdy nie stanęła przed sądem, ani nawet nie była w zainteresowaniu organów ścigania.
– W literaturze często pojawia się liczba ok. 100 tys. osądzonych Niemców w całym okresie powojennym, we wszystkich krajach Europy. Niektórzy mówią o 10%, ale wydaje się, że to był jeszcze niższy wskaźnik osądzenia. Wiemy to choćby z danych cząstkowych, np. jeśli chodzi o funkcjonariuszy obozów koncentracyjnych, to tylko w niektórych ten jak odsetek był większy niż 10%. Z reguły niższy. Wiemy, że z ponad 25 tys. gestapowców, którzy przeżyli wojnę, mniej niż 2 tys. zostało osądzonych. Niektórzy sądzą, że nawet kilka milionów żołnierzy Wermachtu mogło brać udział pośrednio, lub bezpośrednio w różnego rodzaju przestępstwach wojennych – wymienia. Dr Michał Zawisza zwraca także uwagę, że przez cały okres powojenny można było w niemieckim społeczeństwie zaobserwować niechęć do osądzenia zbrodniarzy. – Ale trzeba też sobie uświadomić, jak wiele osób było uwikłanych w ten system. Niemal w każdej rodzinie niemieckiej ktoś był uwikłany w system nazistowski – podkreślił.
Dr Dorota Koczwańska-Kalita dodaje, że jedną z trudności w osądzeniu zbrodniarzy była rozpoczęta w 1947 roku zimna wojna.
– W związku z tym, te nasze postulaty, choćby polskie, kierowane do państw zachodnich, jeśli chodzi o przekazywanie zbrodniarzy, czy pewnej dokumentacji, były w dużej mierze utrudnione. Widzimy tu, jak po raz kolejny polityka wchodzi w sferę, która powinna być poza polityką. Sprawiedliwość powinna być ostatecznym celem i wartością prawa. Zresztą, w dzisiejszej rzeczywistości jest to samo. Zastanawiamy się, jak będą rozliczone zbrodnie rosyjskie na Ukrainie, a cały czas mamy problem z osądzaniem i rozliczaniem zbrodni rosyjskich na Polakach z czasów II wojny światowej – podsumowuje.
Dr Dorota Koczwańska-Kalita przyznaje, że podobny problem widać w osądzaniu choćby zbrodniarzy rosyjskich odpowiedzialnych za zbrodnię katyńską.
– Wydaje mi się, że kiedy polityka wchodzi w świat prawa, to mamy do czynienia z dużymi nadużyciami. Jeśli chodzi o zbrodnię katyńską, to wiadomo, że ogromny wpływ miała prokuratura sowiecka, żeby te zbrodnie nigdy nie zostały osądzone. W Norymberdze toczyły się rozmowy, znamy ich kulisy, jak inni prokuratorzy byli szantażowani i jednak ulegli. Myślę, że przyszedł czas, żebyśmy o tym rozmawiali – podkreśliła.